Cześć ekipo. Mój staż na siłowni to 18 miesięcy, a
martwe ciągi robię raz na tydzień, czasami nawet raz na pól tygodnia i dopiero od kilku miesięcy. Zawsze dopilnuję rozgrzewkę, regeneracje i nigdy nie zaczynam od razu od dużego (dla mnie) ciężaru. Zawsze ostatnią serię martwego ciągu kończyłem na około 100-115kg. Dzisiaj czułem się na siłach i postanowiłem wykonać jedno lub dwa powtórzenia z 125kg (około). Nie jestem pewny czy zachowałem dobrą technikę, ponieważ sztanga przerosła mnie, lecz wykonałem jako tako te 2 powtórzenia, resztę treningu dokończyłem bez żadnych problemów. Niestety po powrocie do domu zacząłem odczuwać lekki dyskomfort w odcinku lędźwiowym, nie można tego nazwać bólem, bądź czymś co mi uniemożliwia zwykłe czynności życiowe, takie jak schylić się po coś, usiąść, wstać itp. Lecz czuję, jakby ten odcinek był jakiś cięższy, jakby mi napakowali tam kamieni i czasami po lewej stronie coś mnie lekko ukuje, ale to uczucie bardziej jakby zakwasy, ale gdzie tu zakwasy 5h po treningu. Dodam jeszcze, że po pół h po posiłku treningowym było mi niedobrze, lekko zakręciło się w głowię i chciało mi się zwrócić obiad.
Piszę do Was, aby dowiedzieć się czy niekoniecznie musiało coś "pęknąć", ale czy np mogło dojść do jakiegoś obrzęku, zapalenia mięśnia... cokolwiek? Boje się, że jutro albo jeszcze dziś w nocy mogę obudzić się z bólem i zastanawiam się czy wskazane jest użyć teraz jakiejś maści, bądź czegoś rozgrzewającego bo za kilka dni mam wesele....
Pozdrawiam.