Chciałbym uzyskać pomoc w rozstrzygnięciu pewnej kwestii. Najpierw info o mnie:
Mężczyzna, 27 lat, 115 kg, 180 cm
Odchudzam się od około roku (z przerwami) - liczę kalorie, ćwiczę, najpierw samo kardio, teraz również od dłuższego czasu trening siłowy. Przez ten czas zrzuciłem równiutkie 30 kg (była istna masakra, 145 kg w listopadzie 2017r.). Cisnę dalej, chcę zejść jakoś tak do 85 kg, może trochę więcej. Staram się zachować to zdrowe tempo spadku wagi, 0,5 -1 kg/tydzień. Aktywność aktualnie wygląda tak że 3 x w tygodniu 1h treningu siłowego, a po nim 40 min bieżni na zmianę szybki marsz i bieg. Do tego staram się chociaż raz w tygodniu, w dzień bez treningu iść na bieżnie rano, na czczo. Na co dzień praca siedząca.
No i tak: współpracuję sobie od początku ze znajomym trenerem, który ustawił mi limit kalorii na wcześniej 2600, teraz od jakiegoś czasu 2400. No i spoko coś tam szło, raz lepiej raz gorzej, ostatnio trochę stoją kilogramy w miejscu i zacząłem się zastanawiać, ale też miałem trochę problemy z regularnością więc się tym aż tak nie dziwiłem. Wiadomo też że w pewnym momencie już będzie spadać wolniej (przy 130-140 zasuwało jak głupie). Robiłem tak, że doliczałem sobie do limitu kalorie spalone na bieżni danego dnia. Czyli jesli nic nie robiłem jadłem 2400, jeśli spaliłem na bieżni 600 kalorii, to je doliczałem i mi wychodziło że mogę tego dnia zjeść 3000. Nie dobijałem do tego, zazwyczaj te 200-300 kalorii mi zostawało, czasem więcej. Głodny nie chodziłem ale zwykle było tak na styk.
Ale ostatnio miałem okazję porozmawiać z innym trenerem i gdy jemu opowiedziałem jak to wszystko wygląda, to powiedział że jem za mało, i to dość zdecydowanie. Poradził mi żebym posprawdzał sobie na kalkulatorach wyliczających zapotrzebowanie kaloryczne. Mówił, że mimo że redukuję, to powinienem jeść odpowiednio więcej ze względu na swoją aktywność, że hamuję swój metabolizm i organizm ma za mało energii dostarczanej, oszczędza i odkłada tłuszcz, zamiast go palić. Sprawdziłem po kalkulatorach i faktycznie, wychodziło mi że żeby utrzymywać wagę powinienem jeść około 3500-3600 kcal, a żeby chudnąć, jakieś 3000-3200. Zaznaczałem umiarkowaną/średnią aktywność fizyczną (dobrze?). Poczytałem też trochę różne fora, w tym to, i również znalazłem info że należy mniej więcej jeść tyle ile wychodzi w tych wyliczeniach, kontrolować wagę i stopniowo obcinać wraz z jej spadkiem. Trener ten powiedział mi też żebym nie doliczał spalonych na bieżni kalorii, tak jak to robiłem do tej pory.
Mój trener, gdy mu o tym powiedziałem, stwierdził że to 2400 jest ok, że moja aktywność jest nadal mała i nie ma sensu w tym momencie tak do tego podchodzić i kombinować.
No i mam mętlik w głowie - czy faktycznie te 2400 to jest spoko, tego sie trzymać i nie kombinować, czy jednak ta druga opcja - stopniowo sobie zwiększyć do tego 3tys z hakiem, i potem z tego obcinac. Ta druga opcja wydaje mi się sensowna, tym bardziej że dużo opinii wyczytałem to potwierdzających, ale nie wiem, moze dlatego tak mi sie podoba bo po prostu mogę więcej zjeść wtedy :) Co robić? Jak żyć? Będę wdzięczny za poradę.
Dzięki z góry