Robiłem w zeszłym tygodniu nowy plan treningowy, w którym podkusiło mnie dorzucić martwy ciąg, którego wcześniej za bardzo nie robiłem.
Ostatnio miałem dobry progress, więc chyba zbyt ochoczo podszedłem do tego ćwiczenia. Słaba rozgrzewka, od razu większe obciążenie w pierwszej serii, no takie podstawowe błędy.
Ale generalnie było tak – odchyliłem się z tym większym ciężarem lekko do tyłu (tak jak na instruktażu z K**) i od razu poczułem dól pleców (lędźwie, ból po lewej stronie). Nie wiem, czy to się naciągnęło, czy zerwało, w każdym razie żadnego "trzaśnięcia" nie było. Ot, po prostu zaczęło boleć.
Przeleżałem w domu od czwartku do niedzieli. Wygrzane plastrami, posmarowane kremami, środki przeciwzapalne zażyte. Najgorzej było w pierwszy dzień, bo nie mogłem nawet się podnieść z łóżka (chyba rwa kulszowa).
Ale teraz do sedna – mamy już wtorek, a jeszcze nie do końca przeszło. Mogę w miarę normalnie chodzić i pracować, ale dłuższe wypady odpadają (plecy zaczynają boleć). Jak trochę posiedzę, to już nie jest się tak łatwo wyprostować (cały prosty się robię dopiero jak trochę poleżę na wznak, no i wtedy jak potem wstanę, to trochę mi doskwiera ten lewy bok).
Czy to normalne, że ta kontuzja się już przeciąga na 5-6 dzień? Czy może lepiej iść od razu do jakiegoś fizjoterapeuty?
Pzdr.