...
Chciałabym zabrać głos, gdyż jestem na bieżąco. We wtorek (6 dni temu) miałam usuwane migdałki podniebienne. Zaczęło się tak: w pn zgłosiłam się do szpitala, by wykonać niezbędne badania (krew, mocz, EKG, RTG klatki piersiowej), po badaniach położyłam się do łóżka i zaczęłam wywiad z wspótowarzyszkami, które były już po zabiegu. Dowiedziałm się o ewentualnych skutkach ubocznych Krwotok (wtedy wszywaja specjalne tamponiki w okolicy po migdałkach, by zachamować krwawienie, oczywiście konsekwencje są takie, ze pozostaje się dłużej w szpitalu i powrót do zdowia jest dłuższy). W pn ostani posiłek miałam spożyć do 22 i starać się już nic nie pić, w szpitalu było jednak strsznie gorąco i suche powietrze, więc wypiłam jednak trochę wody/jakos nie miałam problemów podczas zabiegu z tego powodu. Zabieg odbył się we wtorek rano i trwał ok. 20-30 minut. Przedtem podano mi GŁUPIEGO JASIA, posadzono na fotel tzw dentystyczny i się zaczęło. Najpier spray do ust i gardła, który powodował mrowienie języka i zastrzyki znieczulenie w każdy migdałek. Spray powoduje coś w rodzaju chwilowego paraliżu języka, przełykanie i mówienie staje się praktycznie niemożliwe. Do samego usuwania używają coś w rodzaju szczypiec i nożyczek, samo usuwanie migdałków po znieczuleniu nie jest specjalnie bolesne, jeśli znieczulenie (jeszcze) działa. Problem pojawia się gdy zostanie usunięty pierwszy migdał, bo powstała ranka krwawi, krew zbiera się w przełyku, ma się wtedy wrażenie, że się zaczynamy dusić. Należy wtedy oddychać przez nos. Najważniejsze to nie panikować i głęboko oddychac przez nos, wtedy zabieg przebiaga szybciej i nie odczuwamy prze nasze zdenerwowanie, że zaraz się udusimy. Lekarz wykonujący zabieg na bieżąco wycierał gromadzącą się krew. Jest to nieprzyjemne głównie dlatego, że przez ten chwilowy „paraliż” jetsesmy skazani na to, jka sparwnie on to będzie robił. Wszelki próby wypowiedzenia tak i nie kończyły się u mnie niezrozumiałym dla innych bulgotaniem, albo jak, ja to nazywałam, bo tak brzmi, RZĘZI SIĘ JAK ZEPSUTY SILNIK NA PRÓBACH ROZRUCHU. Po tych „przyjemnościach” wstaje się z fotela i w zalezności od stanu pacjenta albo na własnych nogach albo na wózku wraca się do łóżka. W łózku czeka już „nerka” i lignina, do której wypluwa się krew. Ja akurat dosyć dużo tej ligniny zużyłam, od zabiegu ok. 10.30 aż do 20 cały czas coś tam wypluwałam (takie małe „kluski” krwi/skrzepy). Przez cały dziń po zabiegu udało mi się wypić 2 łyki rumianku i 2 łyki wody dosłwonie, po rumianku zrobiło mi się niedobrze, troche też kaszlałam wtedy ok. 20 przyszła pielęgniarka i zbarała mnie do gabinetu lekarz stwierdził, że albo wszycie tych tamponików albo leki przciwkrwotoczne. Wybrałam oczywiście leki, podane dożylnie. Po nich zrobiło mi się ejszce gorzej, poszłam do rygi jeszcze dwa razy, więc dostał coć domięśniowo przeciw mdłościom. Cały czas jednak ta krew była. W końcu po ok. 1.5h dostałam wodę utlenioną rozcieńczoną w wodzie do przepłukania gardła, po tym zabiegu na koniec dnia mi przeszło „plucie”. A teraz co do bólu zęby, uszy – u mnie fatalnie z tym, nasila się szczególnie w czasie jedzenia (papki mleczne, jogurty), nawet jak biore ketanol nie pomaga za bardzo na ten ból. Najgorzej w wieczorem, w nocy i rano, w ciągu dnia jakoś można przezyć. Jestem już 6 dobę po zabiegu i czuje co jakiś czas w gardle drapanie. Jak na razie wyplułam, dzisiaj, jeden szew- niby miały być rozpuszczalne. To tyle. Polecam rumainek,nagietek –herbatki, pod język kuleczki ARNICA MONTANA, tantum verde do płukania jamy ustnej i gardła oraz w spray’u + cynk, żeby się szybciej goiło.