Oto moje spostrzeżenia:
- przez ponad dwa miesiące nie było żadnego sparingu
- techniki prezentowane w szkole to głównie samoobrona, jak to się mówi, dla Pań w szpilkach. To znaczy skomplikowane dźwignie jako odpowiedź na umówiony wcześniej atak - i tak do znudzenia.
- poziom grupy jest wyjątkowo zróżnicowany: ćwiczą dzieci i dorośli, kobiety i mężczyźni, zupełnie początkujący i tacy, którzy już potrenowali. W przypadku sportów kontaktowych irytujące jest jeśli ważąc 100 kg ma się w parze chłoptasia z pierwszej klasy liceum o wadze 55 kg. Szkoda chłopakowi robić krzywdy.
- stopnie są. Kilka czarnych pasów na treningu, które reprezentują poziom 9 kyu w karate kyokushin oraz 5-4 kyu w judo.
- główny trener (ten z brodą) ma czarny pas w judo, i był jednyną osobą, która była tam w stanie wykonać prawidłowo jakikolwiek rzut.
- w klubie można było nieźle poprawić kondyncję - to fakt.
- o nauczeniu się samoobrony, zebraniu obicia, itd nie ma mowy.
- nie nauczysz się tam ani judo, ani karate, jedynie przetrenujesz dźwignie.
Generalnie miałem też poczucie zbytniej złożoności technik. Były skomplikowane, niebezpieczne, kontuzyjne, trudne do zastosowania w praktyce. Byłem członkiem wielu klubów w Polsce, W niekórych miałem poczucie, że z trenigu wynoszę jakąś wiedzę, czegoś się nauczyłem, poprawiłem technikę. W Budokanie miałem poczucie zmarnowanego czasu.
Jeśli więc zależy Ci na fitnesie, to Budokan jest świetnym miejscem. Centrum Warszawy, dogodne godziny, dużą wagę przywiązują do kondycji. Jeśli chcesz poznać jakąś sztukę walki, to poszukaj solidnej sekcji judo, karate, kick-boxkingu.
Zaczynam po latach