THE1ROCK
Nie chciałem tego umieszczać w dopingu bo sie bałem ze bana dostane bo nie mam 18 lat znalazłem go w necie świeżutki jest.
Sterydy z Chin zalewają niemiecki rynek
To dopiero początek, za nimi nadejdą inne farmaceutyki. Władze bezradnie przyglądają się rozwojowi owego ogromnego biznesu.Za pierwszym razem 19-letni wówczas Peter miał pewne trudności ze zdobyciem tego środka. Potężnie zbudowany, ostrzyżony na krótko abiturient podczas treningu boksu tajskiego zranił się w łydkę i gwałtownie tracił masę mięśniową. W szybkim powrocie do formy miały mu pomóc anaboliki.W internecie wyszukał odpowiednie strony i wkrótce uzyskał informacje o sterydach. Napisał do pewnego handlarza tym towarem. Potem zamówił u niego środki dopingujące i wpłacił gotówkę na konto w jednym z banków. Po zaledwie sześciu dniach preparaty wyprodukowane w Chinach czekały na niego w skrytce pocztowej.
Dziś Peter jest doświadczonym klientem. Odrobina testosteronu na przekąskę? Żaden problem. Środek wzmacniający wytrzymałość organizmu, by zdać test na zawodowego żołnierza w Bundeswehrze? Nic prostszego. Wszystko kupuje się w sieci. Szybko i tanio.
Anaboliki i inne sterydy przeznaczone na rynek fitness są tylko awangardą gwałtownego rozwoju tego biznesu. Najpierw przybyły z Chin zabawkowe rupiecie, potem artykuły gospodarstwa domowego i narzędzia. Teraz to mocarstwo zalewa europejski rynek środkami farmakologicznymi. Niemieccy konsumenci sami podgrzewają interesy z Dalekim Wschodem za pośrednictwem platform internetowych. Nie biorą w tym udziału poważne firmy, bo chodzi tu o nielegalny import.
Federalny Urząd Kryminalny (BKA) w Wiesbaden z niepokojem obserwuje żywy ruch na tym rynku - nie tylko dlatego, że plagiaty psują interes niemieckim producentom. Wiele z owych specyfików to nieoczyszczone podróbki o nieznanym działaniu. Śledczy są bezradni, gdyż praktycznie nie są w stanie kontrolować handlu w internecie.
Handel środkami dopingującymi jest niemal pozbawiony ryzyka. Gdy Peter, znawca tego środowiska, potrzebuje środków do nowej kuracji, informacje o najnowszych ofertach ściąga z odpowiednich stron. Dokładniej zna dziesięciu oferentów. Mocno zakorzenieni na rynku sprzedawcy są nieco drożsi, ale oferują większe bezpieczeństwo. Handlarze prowadzą korespondencję głównie z kafejek internetowych i domagają się od klientów, by natychmiast usunęli wszystkie te maile ze swoich komputerów. W ten sposób szybko zaciera się ślady. Nowi oferenci przyciągają chętnych dumpingowymi cenami, ale handlują wszystkim i mogą być namierzeni przez policję lub celników.
Towar nadchodzi bezpośrednio z Chin lub z jednego z około 20 niemieckich laboratoriów, które mieszają chińskie surowce. Niemieccy handlarze to z reguły jednoosobowe przedsiębiorstwa, często dzięki handlowi chińskimi towarami finansują własne potrzeby w dziedzinie sterydów.
We wrześniu zeszłego roku wielka akcja policji miała zadać cios nielegalnemu importowi z Chin. Na całym świecie odbyły się rewizje. Akcję "Raw Deal" zainicjowała amerykańska DEA, agencja rządowa zajmująca się walką z narkotykami. Policyjną akcję przeprowadzono w dziewięciu państwach, aresztowano 124 handlarzy. W Chinach na celowniku śledczych znalazło się 37 miejsc produkcji i handlu, zarówno wielkie firmy jak GeneSciencePharmaceutical, jeden z największych na świecie producentów hormonu wzrostu, jak i małe klitki na prowincji.
W Niemczech policja wkroczyła do podejrzanych pomieszczeń w dziesięciu miastach. Zarekwirowała około 50 litrów surowca do produkcji środków dopingujących. Jeszcze bardziej niż pokaźna ilość nielegalnego surowca zaskoczyły śledczych okropne warunki higieniczne, w jakich handlarze wlewali chiński towar do małych ampułek. - Te garaże i piwnice wyglądały tak, że dziw bierze, iż jeszcze nikt nie umarł od tego świństwa - mówi jeden ze śledczych.
Akcja nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów. Po krótkim czasie na rynku pojawili się nowi oferenci. Znowu nikt nie miał większych problemów ze zdobyciem odpowiednich specyfików. (…)
Internetowy handel środkami farmakologicznymi jest tak niebezpieczny, ponieważ - inaczej niż w przypadku rozpowszechniania narkotyków - władze mają niewielkie możliwości jego zwalczania. W BKA śledzeniem nielegalnego importu zajmuje się jeden jedyny wydział, a jego funkcjonariusze sceptycznie oceniają swoje możliwości. - Problem jest zbyt złożony, nie można sobie z nim poradzić - twierdzi Jürgen Maurer, szef wydziału ciężkiej i zorganizowanej przestępczości.
Dziecinną sprawą jest już samo rozpoczęcie owego biznesu. Śledczy nie mogą kontrolować internetu - gdy uda się im zamknąć serwer w Rosji lub Ameryce Południowej, wkrótce zaczyna działać nowy. Nie da się także nadzorować nielegalnej produkcji. BKA wymienia się z Chinami informacjami. Ale w tym wielkim kraju nie brakuje miejsc, gdzie mogą ukryć się nielegalne firmy farmaceutyczne. Chińczycy przyznają, że w ich kraju jest 190 tysięcy albo 19 milionów aptek - sami dokładnie nie wiedzą. A kiedy towar ruszy w drogę, praktycznie nie można go już wykryć. Przy tak wielkiej masie ładunków tylko przypadek sprawia, że od czasu do czasu trafia on w ręce celników.
Anaboliki i hormon wzrostu to dopiero początek o wiele większej fali. Znaczący wzrost nielegalnego importu notuje się w tzw. dragach life-stylowych. Pojawiają się podróbki leków na potencję, specyfików zmniejszających apetyt i środków pobudzających. Od niedawna trwa śledztwo przeciwko firmie stomatologicznej McZahn, która oszukiwała kasy chorych sprowadzając protezy z Chin.
Komisja Europejska skonstatowała, że na rynku pojawia się coraz więcej podróbek "leków ratujących życie", na przykład preparatów, którymi rzekomo można leczyć raka. Europejscy celnicy z roku na rok rekwirują coraz więcej nielegalnych lekarstw. W 2006 roku było to niespełna 3 miliony opakowań, w 2007 roku już 4 miliony. W najlepszym przypadku środki te nie szkodzą, w najgorszym - prowadzą do śmierci. W USA co najmniej 82 ludzi zmarło po zażyciu heparyny, leku wpływającego na krzepliwość krwi. Pacjenci doznali szoku alergicznego, bo specyfik zawierał toksyczny składnik. Domieszano go w Chinach, gdzie amerykański koncern farmaceutyczny Baxter przeniósł część swojej produkcji.
(…) Powodem pigułkowej powodzi w internecie są olbrzymie pieniądze, jakie można na niej zbić. Handlarze w Niemczech liczą się z marżami sięgającymi tysiąca procent. Dzięki temu można osiągnąć zyski o wiele większe niż w handlu normalnymi lekami. Kilogram fałszywej viagry kosztuje około 90 tysięcy euro. W porównaniu z jej ceną ecstasy (1300 euro) czy marihuana (8000 euro) są niemal za darmo. Nawet heroina (50 tys. euro) nie może dotrzymać kroku fałszywej viagrze.
Jesienią Unia Europejska chce przedstawić program mający zapewnić większe bezpieczeństwo w handlu farmaceutykami. Przewiduje się między innymi wprowadzenie kodów na opakowaniach. Ma to zapobiec wkładaniu fałszywych leków do opakowań po prawdziwych.
Ale to kiepska broń. Eksplozji farmakologicznej w internecie nie da się powstrzymać. Śledczy mają nadzieję, że klientów przestraszy wreszcie szkodliwość tych preparatów. - Mentalność w naszym kraju ulegnie zmianie dopiero wtedy, gdy udowodni się, że jakiś Niemiec zmarł po zażyciu chińskiej pigułki - mówi pewien sfrustrowany policjant.
Sterydy z Chin zalewają niemiecki rynek
To dopiero początek, za nimi nadejdą inne farmaceutyki. Władze bezradnie przyglądają się rozwojowi owego ogromnego biznesu.Za pierwszym razem 19-letni wówczas Peter miał pewne trudności ze zdobyciem tego środka. Potężnie zbudowany, ostrzyżony na krótko abiturient podczas treningu boksu tajskiego zranił się w łydkę i gwałtownie tracił masę mięśniową. W szybkim powrocie do formy miały mu pomóc anaboliki.W internecie wyszukał odpowiednie strony i wkrótce uzyskał informacje o sterydach. Napisał do pewnego handlarza tym towarem. Potem zamówił u niego środki dopingujące i wpłacił gotówkę na konto w jednym z banków. Po zaledwie sześciu dniach preparaty wyprodukowane w Chinach czekały na niego w skrytce pocztowej.
Dziś Peter jest doświadczonym klientem. Odrobina testosteronu na przekąskę? Żaden problem. Środek wzmacniający wytrzymałość organizmu, by zdać test na zawodowego żołnierza w Bundeswehrze? Nic prostszego. Wszystko kupuje się w sieci. Szybko i tanio.
Anaboliki i inne sterydy przeznaczone na rynek fitness są tylko awangardą gwałtownego rozwoju tego biznesu. Najpierw przybyły z Chin zabawkowe rupiecie, potem artykuły gospodarstwa domowego i narzędzia. Teraz to mocarstwo zalewa europejski rynek środkami farmakologicznymi. Niemieccy konsumenci sami podgrzewają interesy z Dalekim Wschodem za pośrednictwem platform internetowych. Nie biorą w tym udziału poważne firmy, bo chodzi tu o nielegalny import.
Federalny Urząd Kryminalny (BKA) w Wiesbaden z niepokojem obserwuje żywy ruch na tym rynku - nie tylko dlatego, że plagiaty psują interes niemieckim producentom. Wiele z owych specyfików to nieoczyszczone podróbki o nieznanym działaniu. Śledczy są bezradni, gdyż praktycznie nie są w stanie kontrolować handlu w internecie.
Handel środkami dopingującymi jest niemal pozbawiony ryzyka. Gdy Peter, znawca tego środowiska, potrzebuje środków do nowej kuracji, informacje o najnowszych ofertach ściąga z odpowiednich stron. Dokładniej zna dziesięciu oferentów. Mocno zakorzenieni na rynku sprzedawcy są nieco drożsi, ale oferują większe bezpieczeństwo. Handlarze prowadzą korespondencję głównie z kafejek internetowych i domagają się od klientów, by natychmiast usunęli wszystkie te maile ze swoich komputerów. W ten sposób szybko zaciera się ślady. Nowi oferenci przyciągają chętnych dumpingowymi cenami, ale handlują wszystkim i mogą być namierzeni przez policję lub celników.
Towar nadchodzi bezpośrednio z Chin lub z jednego z około 20 niemieckich laboratoriów, które mieszają chińskie surowce. Niemieccy handlarze to z reguły jednoosobowe przedsiębiorstwa, często dzięki handlowi chińskimi towarami finansują własne potrzeby w dziedzinie sterydów.
We wrześniu zeszłego roku wielka akcja policji miała zadać cios nielegalnemu importowi z Chin. Na całym świecie odbyły się rewizje. Akcję "Raw Deal" zainicjowała amerykańska DEA, agencja rządowa zajmująca się walką z narkotykami. Policyjną akcję przeprowadzono w dziewięciu państwach, aresztowano 124 handlarzy. W Chinach na celowniku śledczych znalazło się 37 miejsc produkcji i handlu, zarówno wielkie firmy jak GeneSciencePharmaceutical, jeden z największych na świecie producentów hormonu wzrostu, jak i małe klitki na prowincji.
W Niemczech policja wkroczyła do podejrzanych pomieszczeń w dziesięciu miastach. Zarekwirowała około 50 litrów surowca do produkcji środków dopingujących. Jeszcze bardziej niż pokaźna ilość nielegalnego surowca zaskoczyły śledczych okropne warunki higieniczne, w jakich handlarze wlewali chiński towar do małych ampułek. - Te garaże i piwnice wyglądały tak, że dziw bierze, iż jeszcze nikt nie umarł od tego świństwa - mówi jeden ze śledczych.
Akcja nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów. Po krótkim czasie na rynku pojawili się nowi oferenci. Znowu nikt nie miał większych problemów ze zdobyciem odpowiednich specyfików. (…)
Internetowy handel środkami farmakologicznymi jest tak niebezpieczny, ponieważ - inaczej niż w przypadku rozpowszechniania narkotyków - władze mają niewielkie możliwości jego zwalczania. W BKA śledzeniem nielegalnego importu zajmuje się jeden jedyny wydział, a jego funkcjonariusze sceptycznie oceniają swoje możliwości. - Problem jest zbyt złożony, nie można sobie z nim poradzić - twierdzi Jürgen Maurer, szef wydziału ciężkiej i zorganizowanej przestępczości.
Dziecinną sprawą jest już samo rozpoczęcie owego biznesu. Śledczy nie mogą kontrolować internetu - gdy uda się im zamknąć serwer w Rosji lub Ameryce Południowej, wkrótce zaczyna działać nowy. Nie da się także nadzorować nielegalnej produkcji. BKA wymienia się z Chinami informacjami. Ale w tym wielkim kraju nie brakuje miejsc, gdzie mogą ukryć się nielegalne firmy farmaceutyczne. Chińczycy przyznają, że w ich kraju jest 190 tysięcy albo 19 milionów aptek - sami dokładnie nie wiedzą. A kiedy towar ruszy w drogę, praktycznie nie można go już wykryć. Przy tak wielkiej masie ładunków tylko przypadek sprawia, że od czasu do czasu trafia on w ręce celników.
Anaboliki i hormon wzrostu to dopiero początek o wiele większej fali. Znaczący wzrost nielegalnego importu notuje się w tzw. dragach life-stylowych. Pojawiają się podróbki leków na potencję, specyfików zmniejszających apetyt i środków pobudzających. Od niedawna trwa śledztwo przeciwko firmie stomatologicznej McZahn, która oszukiwała kasy chorych sprowadzając protezy z Chin.
Komisja Europejska skonstatowała, że na rynku pojawia się coraz więcej podróbek "leków ratujących życie", na przykład preparatów, którymi rzekomo można leczyć raka. Europejscy celnicy z roku na rok rekwirują coraz więcej nielegalnych lekarstw. W 2006 roku było to niespełna 3 miliony opakowań, w 2007 roku już 4 miliony. W najlepszym przypadku środki te nie szkodzą, w najgorszym - prowadzą do śmierci. W USA co najmniej 82 ludzi zmarło po zażyciu heparyny, leku wpływającego na krzepliwość krwi. Pacjenci doznali szoku alergicznego, bo specyfik zawierał toksyczny składnik. Domieszano go w Chinach, gdzie amerykański koncern farmaceutyczny Baxter przeniósł część swojej produkcji.
(…) Powodem pigułkowej powodzi w internecie są olbrzymie pieniądze, jakie można na niej zbić. Handlarze w Niemczech liczą się z marżami sięgającymi tysiąca procent. Dzięki temu można osiągnąć zyski o wiele większe niż w handlu normalnymi lekami. Kilogram fałszywej viagry kosztuje około 90 tysięcy euro. W porównaniu z jej ceną ecstasy (1300 euro) czy marihuana (8000 euro) są niemal za darmo. Nawet heroina (50 tys. euro) nie może dotrzymać kroku fałszywej viagrze.
Jesienią Unia Europejska chce przedstawić program mający zapewnić większe bezpieczeństwo w handlu farmaceutykami. Przewiduje się między innymi wprowadzenie kodów na opakowaniach. Ma to zapobiec wkładaniu fałszywych leków do opakowań po prawdziwych.
Ale to kiepska broń. Eksplozji farmakologicznej w internecie nie da się powstrzymać. Śledczy mają nadzieję, że klientów przestraszy wreszcie szkodliwość tych preparatów. - Mentalność w naszym kraju ulegnie zmianie dopiero wtedy, gdy udowodni się, że jakiś Niemiec zmarł po zażyciu chińskiej pigułki - mówi pewien sfrustrowany policjant.
Jedz synku jedz, bo czasem grama brakuje do kilograma
Krzysztof Piekarz
Majbah
