- Najważniejsze, że w tej chwili jestem zdrowy, a jeśli Adamek jest zdrowy, to znaczy, że jest w formie - rozpoczyna rozmowę z "Wirtualną Polską" najlepszy polski bokser. - Jeszcze mi trochę brakuje do najwyższej formy, ale zamierzam ją osiągnąć pod koniec sierpnia. Od dwóch tygodni pracuję w gymie z Rogerem Bloodworthem nad poprawieniem techniki. Na razie tylko raz dziennie po dwie i pół godziny. Z taką intensywnością będziemy pracować przez kolejny tydzień. Na tym etapie przygotowań chcemy z trenerem wyeliminować błędy i poprawić umiejętność unikania ciosów rywala. Potem wyjeżdżamy na obóz i tam wejdziemy w normalny tryb przygotowań, czyli dwa miesiące morderczych treningów po to, aby dwudziestego ósmego sierpnia wznieść ręce ku górze i cieszyć się z kolejnego zwycięstwa.
Michael Grant nie jest dla pana obcym bokserem. Co mógłby pan o nim powiedzieć w kontekście sierpniowego starcia i jaki pan ma pomysł na zwycięstwo?
- Jest potężnym pięściarzem, ma sporo siły, a więc będę musiał uważać na jego prawą rękę. Z jego poprzednich walk wiem, że lubi zadawać cios podbródkowy. Na pewno będzie wolniejszy ode mnie. Jego słabą stroną jest również odporność na ciosy w szczękę. Jeśli celnie trafię, to na pewno odczuje moją siłę. Biorąc pod uwagę jego warunki fizyczne, będę się starał nieco skracać dystans. Kilka ciosów i zejście pod ręce rywala tak, aby nie nadziać się na kontratak.
Czy atutem pańskiego najbliższego przeciwnika może być nowy trener - Eddie Mustafa Muhammed? Pamiętamy, że prowadził Chada Dowsona, z którym pan przegrał swój jedyny pojedynek w zawodowej karierze.
- Nie wydaje mi się. W tamtej walce nie wystąpił prawdziwy Tomasz Adamek (śmiech). Byłem bardzo osłabiony i chory - tylko przez to przegrałem. Inna sprawa, że zmiana trenera chwilę przed pojedynkiem niewiele daje. Bokser to nie jest samochód, w którym siadasz za kierownicą i prowadzisz jak chcesz. Michael ma prwawie czterdzieści lat, ma swoje nawyki i swój styl prowadzenia pojedynku. I oni chcą coś zmienić w dwa miesiące? Bądźmy poważni. Na to, by trener przekazał swoją wiedzę pięściarzowi potrzeba dużo więcej czasu. To, że Eddie się odgraża, że wraz z Grantem zakończą moją karierę, to nic nie znaczy. To ring weryfikuje wszystkie słowa wypowiedziane przed pierwszym gongiem.
Minęło już trochę czasu od zmiany trenera w pana sztabie. Co mógłby pan powiedzieć o Rogerze?
- Jest bardzo inteligentnym facetem. Dużo rozmawiamy podczas treningów, natomiast w trakcie walk stara się nie przesadzać z przekazem informacji. Doskonale zdaje sobie sprawę, że przy tak skrajnym napięciu i zmęczeniu, bokser jest w stanie zakodować zaledwie kilka słów. Dlatego ogranicza się do krótkich, ale bardzo konkretnych i pomocnych komend. Ważne jest również to, że atmosfera między nami jest dobra. Dodam, że w tej chwili z nami jest również David Tua, który także przygotowuje się do swojej walki.
Zgodziłby się Pan porównać trenera Gmitruka z Rogerem Bloodworthem.
- Obaj są świetnymi nauczycielami. Każdy z nich posiada ogromną wiedzę i umiejętności pomagające człowiekowi stawać się coraz to lepszym pięściarzem. Od każdego z nich można się dużo nauczyć. Różnią się szkołą boksu. Każdy trener ma własną wizję treningów. Grunt, że w obu przypadkach ta szkoła boksu stoi na bardzo wysokim poziomie.
Wygrywa Pan sierpniową walkę i co dalej?
- Mamy już ofertę z telewizji Show Time. HBO również interesuje się moim kolejnym pojedynkiem. Przewijają się pewne nazwiska bokserów, z którymi mógłbym się zmierzyć. Nie będę ich jednak wymieniał, ponieważ zostało jeszcze sporo czasu i wszystko może się zmienić. Chciałbym, aby to była walka eliminacyjna do starcia o pas mistrza świata. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w listopadzie ponownie wyjdę do ringu.
Można powiedzieć, że "wgryzł" się Pan w wagę ciężką. Teraz chyba zdecydowanie łatwiej jest podpisać kontrakt z jedną z największych stacji telewizyjnych w USA?
- Mieszkam tutaj już blisko dwa lata. Ziggy Rozalski kiedyś mi powiedział, że trzeba tu trochę posiedzieć i walczyć jak najlepiej się potrafi, aby miejscowi kibice cię pokochali. Tak zdobywasz fanów, którzy dla ciebie włączają telewizory. Największe stacje telewizyjne nie mogą przejść obok faktu, że w Prudential Center, mnie i Estradę oglądało dwanaście tysięcy fanów. Mam nadzieję, że na starciu z Grantem pojawi się 15-16 tysięcy sympatyków boksu, a podczas eliminatora hala będzie wypełniona po brzegi. Już teraz mogę podziękować kibicom, którzy tak licznie oglądają w USA moje pojedynki. Dzięki nim, jestem jednym z niewielu bokserów, na którego gale przychodzi ponad dziesięć tysięcy ludzi.
Można powiedzieć, że Tomasz Adamek wrył się w serca sympatyków pięściarstwa w Stanach Zjednoczonych?
- Niewielu wierzyło, że będę w stanie pokonać Andrzeja Gołotę na początku swej drogi w wadze ciężkiej. Potem był Estrada, z którym niewielu chciało się zmierzyć, bo jest to niewygodny przeciwnik. Ja sobie jednak z nim poradziłem. Przed Arreolą w ogóle nie dawano mi szans i mówiono, że szybko wrócę do wagi cruiser. Gdy jednak pokonałem Chrisa, ludzie chyba uwierzyli w to, że mogę osiągnąć coś wielkiego w "królewskiej". Miejscowi Polacy oraz Amerykanie, których znam, coraz mocniej we mnie wierzą. Wielką radością dla mnie jest to, że kibicujący mi ludzie mają powody do dumy po moich kolejnych zwycięstwach.
Mogą być jeszcze bardziej dumni, gdy powali pan na deski jednego z braci Kliczko, albo Davida Haye'a. Z którym z nich chciałby się Pan zmierzyć?
- Dla mnie to bez różnicy. Rywali i tak ustawia telewizja. Jeżeli patrzyłbym na wzrost i gabaryty, to najbardziej pasowałby do mnie Anglik. Zapewne stworzylibyśmy mordercze widowisko, w którym fani obejrzeliby masę wyprowadzonych ciosów. W przypadku braci Kliczko może to wyglądać zupełnie inaczej. Zresztą kilka dni temu z Ziggym kontaktował się człowiek ze strony Ukraińców, ale konkretów nie było. Zależy mi na eliminatorze, po zwycięstwie którego będę miał zagwarantowany pojedynek o mistrzowski pas. Wówczas wchodzę, zabieram go i wtedy jako mistrz świata ja dyktuję warunki.
Nieco wcześniej wspomniał Pan o tym, że trzeba najpierw zaskarbić sobie sympatię kibiców. Jakie to uczucie zaskarbić sobie sympatię legendy boksu Muhammada Aliego? Niebawem otrzyma Pan nagrodę jego imienia.
- To na pewno wielka satysfakcja, że ja, "mały" Polak, coś znaczę na tym amerykańskim rynku bokserskim. Oby ta kariera toczyła się podobnym tempem. Nie mogę poprzestać na tym co osiągnąłem, muszę iść dalej, by w końcu stanąć na szczycie. Chciałbym przejść do historii, jako pierwszy człowiek, który był mistrzem świata w trzech kategoriach wagowych, od wagi półciężkiej przez junior ciężką i kończąc na "królewskiej".
Słyszałem, że chciał się Pan spotkać z Andrzejem Gołotą...
- Na wstępie zaprzeczę, że jesteśmy w konflikcie. Faktem jest, że nie rozmawiamy ze sobą od pewnego czasu. Mam jednak nadzieję że po mojej sierpniowej walce będzie okazja usiąść i napić się jakiegoś dobrego wina, albo piwa. Liczę, że w wolnym czasie polecimy razem na Arubę, albo może gdzieś na narty i zorganizujemy wielką "bibę".
Ostatnio został Pan honorowym szeryfem New Jersey.
- Boksem interesuje się wielu detektywów i policjantów w USA. Mam znajomego detektywa, którego szef bardzo mi kibicuje. Niedawno odwiedziłem ich jednostkę, zobaczyłem jak pracują. Byłem też w więzieniu i zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Cele są bardzo małe, w jednej z nich siedział jakiś synek dwadzieścia parę lat - cóż zrobić...
Źródło: wp.pl
Tomek ma w USA barwne zycie . Fajnie, ze "Góral" chce sie pogodzić z Andrzejem dobrze byłoby ich znow zobaczyc razem na rybach.
Zmieniony przez - Balboa5 w dniu 2010-06-22 22:34:23
SFD Fight Club & Uderzane
WISŁA KRAKÓW