Oto krótka historia mojego przypadku.
W gimnazjum bylem niezłym leszczem, więc poszedłem na siłkę oraz zacząłem trenować SW. Wszystko było miodzio. Jak każdy adept siłki w roku mniej więcej 2005 robiłem przeładowanego splita bez nóg za to z niezłą ilością serii na bicka. Dopiero jakiś czas później odkryłem treningi typu FBW a raczej 5x5. W końcu królem mojego treningu stał się pan przysiad, natomiast biceps i triceps poszły do lamusa (robiłem je osobno od święta, zazwyczaj były wykończone 5x5). Wszystko było pięknie, aż pewnego dnia, gdy wrzucałem bele nośne na lawetę schyliłem się i ledwo się podniosłe. Uraz krzyża, nerwobóle i rok leczenia. Na szczęście uraz nie był jakoś mega poważny, ale jednak dokuczliwy.
Na pierwszy miejscu zawsze stawiałem zdrowie, także odpuściłem sobie SW. W ramach powrotu do formy wystartowałem z 5x5 z bardzo, ale to bardzo zaniżonych ciężarów. Wszystko szło nieźle. Ale gdy doszedłem do konkretniejszych obciążeń, ból powoli znowu zaczął się pojawiać.
Zrobiłem małe dochodzenie, sprawcami było wiosłowanie sztangą oraz martwy ciąg (oba na konkretnych ciężarach) - moje dwa ulubione ćwiczenia zaraz po przysiadzie.
Cóż, 5x5 bez tych dwóch ćwiczeń na dużych obciążeniach raczej nie jest zbyt efektywny. O dziwo przysiad (pełny, połowiczny już tak) oraz wyciskanie żołnierskie nie powodują żadnych nawrotów bólu.
Jestem fanem FBW, szczególnie wersji opierającej się na ciężkich ćwiczeniach bez izolacji.
Proszę was o pomoc w dobraniu treningu 3-dniowego, najlepiej dość krótkiego, ale konkretnego.
Sprzęt jaki posiadam to: ławka, stojaki, drążek, hantle, sztanga prosta oraz łamana