mam pytanie odnośnie czegoś co roboczo nazwałbym rytmem odchudzania.
Jeżeli ważyłbym się raz na tydzień, albo raz na 10 dni, to waga pokazywałaby spadek w liczbie 0,7-1,5 kg. Jednak podczas codziennego ważenia wygląda to zupełnie inaczej:
1- 95,2
2- 95,1
3- 95,2
4- 95,1
5- 95,3
6- 94,4
7- 94,3
Itd.
Nie jest to dokładny zapis, ale przybliżenie tego, jak u mnie wygląda spadek wagi. Dodam, że moja dieta i plan treningowy cierpią raczej na monotonię, niż wszechzmienność. Moja waga nie znajduje żadnego związku przyczynowo-skutkowego między aktywnością w poprzednim dniu, a wskazaniem w następnym. Sauna, trening, bieganie, dni low carbu- wszystko daje taki sam wynik, po czym- nie wiadomo czemu- waga pokazuje "spory" spadek, który się utrzymuje dni kilka, by ponownie zlecieć.
Czy zapis odchudzania nie powinien być bardziej gradiacyjny, niż saltacyjny? Stopniowy, bardziej niż skokowy?