z góry przepraszam za mój kompletny brak rozeznania w temacie lub jeśli jest to nieodpowiedni dział na takie pytania, ale mam problem, który wręcz przyprawia mnie o depresję od kilku ładnych lat.
W roku 2009 skręciłem kolano po pijaku (nasada kości wyskoczyła ze stawu kolanowego po czym odruchowo wyprostowałem kończynę co poskutkowało ponownym "wskoczeniem" jej na swoje miejsce). W każdym razie na pogotowiu dowiedziałem się, że prędzej czy później coś takiego i tak by mi się przytrafiło, bo z uwagi na moją nadwagę przez większość mojego dzieciństwa oraz genetyczne płaskostopie nabawiłem się deformacji zwaną "Genu valgum" lub po prostu kolanem koślawym. Otrzymałem zalecenia, by wykonywać jak najczęściej tylko będę w stanie ćwiczenia izometryczne polegające na napinaniu mięśni czworogłowych i zginaniu w tym samym czasie stopy w moim kierunku. Niestety byłem idiotą i nie wykonywałem prawie w ogóle tych ćwiczeń (oprócz rehabilitacji, która trwała około 3 miesiące). W tej chwili mam 22 lata i moje kolana wciąż coraz bardziej dają mi się we znaki. Chodzenie chociaż już od dawna było dla mnie katorgą to teraz stało się niekończącym bólem i niepewnością. Kilka razy skręciłem kostkę w stopie przez nieodpowiednie stawianie kroków. Natomiast kolana bolą mnie coraz bardziej (szczególnie to lewe, które było kontuzjowane). Oczywiście wiem, że powinienem wykonywać każde ćwiczenia jakie tylko mogę, ale nie wiem czy to faktycznie naprawi mój problem. Deformacji wiadomo, że nie cofnę (chyba, że operacyjnie, ale niezbyt mam ochotę się na coś takiego decydować), ale słyszałem, że również duże znaczenie ma wzmocnienie wiązadeł krzyżowych, mięśni odwodzących uda itd.
W tej chwili jak pisałem wyżej mam 22 lata, 183 cm wzrostu, ważę około 93 kg. Mam wkładki ortopedyczne do butów, które w sumie niezbyt mi pomagają, ale domyślam się, że bez nich byłoby jeszcze gorzej. Mieszkam w samym środku miasta, więc chodzenie na bosaka jak cejrowski raczej odpada (szczególnie w zimie), chociaż staram się jak najczęściej robić to w domu. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie mogę zrobić sobie prawa jazdy, bo okropnie bolą mnie kolana, gdy wciskam pedały w samochodzie co praktycznie uniemożliwia mi normalne użytkowanie pojazdu.
Z góry zaznaczam, że wiem, iż zj**ałem sprawę (przepraszam za wyrażenie) i nie szukam żadnego usprawiedliwienia. Jedynie bardzo proszę o jakąś radę, wskazówkę w którym kierunku powinienem się udać. Jaki plan stworzyć? Jak zmienić swój styl życia, jakie stworzyć nowe nawyki, rytuały, codzienne ćwiczenia, by uchronić swoje kolana od coraz to większego zużycia i w końcu ich wymiany na sztuczne. Nie chcę do tego dopuścić. Chciałbym znowu zacząć cieszyć się życiem i móc normalnie funkcjonować bez ciągle towarzyszącego bólu (chociaż już się do niego przyzwyczaiłem to wiem, że tak być nie powinno). Dodam, że mogę wciąż biegać na bardzo krótkie dystanse, ale wiadomo, że nie jest to już to samo co kiedyś. Moje kończyny nie poruszają się w normalny sposób i na codzień łatwo zauważyć, że jest coś nie tak.
Byłem już u wielu lekarzy i w sumie każdy radził mi to samo - ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Jednakże nie robiłem tego, byłem strasznym próżniakiem i boję się, że mogło to już zabrnąć za daleko. Wiem, żałosne.
Nauczyłem się przez te wszystkie lata ustawiać moje stopy w sposób wymuszony, czyli nie stawać na "zawalonych" stępach moich stóp, tylko na ich brzegach to wydaję mi się, że wzmocniło trochę moje nogi. Również zawsze instynktownie napinałem mięśnie nóg podczas chodzenia co skutkowało "robocim" chodem i zawsze w sumie chodziłem bardzo szybko. Gdy teraz oglądam swoje nogi w lustrze to mam do wyboru dwie pozycje - stopy bezwiednie rozkurczone co sprawia, że moje kolana automatycznie zapadają się do środka i stopy symulujące "zdrowy" stęp co sprawia, że kolana są jak na siebie całkiem proste. Zawsze poruszałem się w tym drugim wariancie.
Mam również genetyczne przeprosty stawów i najbardziej jest to zauważalne właśnie w nogach. Zawsze byłem tego świadomy i starałem się nie odchylać nóg zbyt do tyłu, bo wręcz powoduje to u mnie piekielny ból (jakby stawy mi się wyłamywały).
Przepraszam bardzo za ten długi monolog, ale mam nadzieję, że przynajmniej ktoś to przeczyta lub jedna osoba będzie miała dla mnie jakąś radę. Nie chcę już dłużej zwlekać, tylko wziąć się do roboty. Od tygodnia wykonuję te ćwiczenia izometryczne i zauważyłem, że za każdym razem , gdy napinam mięśnie w pozycji siadu płaskiego to moje torebki stawowe "trzeszczą" tak jakby stawy z powrotem wskakiwały na swoje miejsce. Dodam, że miałem w swoim życiu kilka etapów uczęszczania na siłownię, ale nigdy nie wytrzymałem dłużej niż 6 miesięcy (wykonując 1-2 obwody max.). Nigdy nie miałem do tego głowy i wiedzy, zawsze wydawało mi się, że jestem za głupi, żeby to wszystko pojąć i rozważnie rozplanować. Po wielu nieudanych podejściach straciłem nadzieję, ale wiem, że to jest prosta droga do kompletnego popsucia swojego zdrowia i życia.
Pozdrawiam
Janusz Cebula