jestem kobietą i na siłowni trenuję prawie 5 lat, praktycznie odkąd zaczęłam chodzić może miałam dwie dwutygodniowe przerwy i kilka tygodniowych, a tak minimum 3 (chociaż zwykle 5) razy w tygodniu jestem na siłce.
Wyglądałam już dobrze (fitnesowa sylwetka), ale dopadł mnie duży stres i jakoś z tego wynikły moje problemy z zaburzeniami odżywiania, a konkretnie kompulsywnym objadaniem się.
Krótko postaram się streścić sposób odżywiania przez ostatni rok, bo pewnie on ma wpływ na mój problem.
w zeszłym roku w marcu przeżywałam dużo stresu, prawie nie jadłam i schudłam kilka kg,
później stres minął i było już ok, a ja postanowiłam oczyścić organizm głodówką (wiem że nie jest tu pochwalana, ale ja po prostu lubię wypróbowywać wszystkie nowinki i jak sobie coś postanowię to to robię i koniec). Głodówka trwała 5 dni i nie sprawiła mi kompletnie żadnego problemu, funkcjonowałam na niej normalnie i prawie normalnie się czułam.
Później jakiś czas było ze mną ok, ale nawet nie wiem jak wpadłam w kompulsywne jedzenie (zaraz przed latem i trwało praktycznie do końca roku 2013 z małymi przerwami). Przytyłam przez to z 10 kg w jakieś pół roku. Zamykałam się z jedzeniem i pochłaniałam naprawdę duże ilości, na treningu ćwiczyłam przez ten okres byle jak, chodziłam max 3 razy w tygodniu i nie robiłam żadnych aerobów.
Od początku tego roku wzięłam się za siebie i najpierw przez pierwsze 2 tygodnie ograniczyłam jedzenie i zaczęłam bardziej przykładać się do treningu
kolejne 2 tygodnie ustaliłam sobie kaloryczność posiłków na poziomie 1500-1600 kcal i jadłam ok 130 g białka 30 węgli i 130 tłuszczu,włączyłam przy tym lekkie aeroby
Od początku marca zaczęłam dietę ketogeniczną, jem ok 70-80 gram białka dziennie, 30 gram węgli i 140 tłuszczu.
Jestem w ketozie, ćwiczę 5 razy w tygodniu naprawdę ciężko (zmieniłam trening na FBW całego ciała, a cały czas robiłam splita, a dodatkowo na każdym treningu 30 min bieżni). Z treningu wychodzę zmęczona i z poczuciem że zrobiłam dobry trening.
No ale niestety brak mi efektów. Nie wiem dokładnie ile ważyłam na początku roku bo bałam się wejść na wagę, ale zważyłam się w połowie stycznia i było to 66 kg, na początku marca 65, a teraz 64,5.
Nie mówię że chciałabym w 2 miesiące naprawić to co spieprzyłam przez 6 ,ale to co jest teraz to trochę przesada bo praktycznie waga nic mi nie leci.
Zastanawiam się co może być przyczyną:
przychodzi mi na myśl to że mogłam sobie całkowicie rozwalić metabolizm (ale z drugiej strony dieta ketogenna jest chyba jedną z najlepszych diet i jest nawet polecana przy insulinoodporności) i z tego co czytałam to każdy bardzo ją chwalił
myślałam o kaloryczności ,ale wydaję mi się że to ok 1600 które jest teraz jest ok.
Wydaje mi się to nielogiczne że waga nie leci, bo nie dość że mam deficyt kaloryczny to zwiększyłam intensywność treningów znacznie, co chyba dla organizmu powinno być mocnym bodźcem...
Nie bardzo wiem co teraz robić, czy zmienić jakoś dietę?
W ketozie nie czuję się źle, nie chodzę głodna, funkcjonuję normalnie i chyba pozwala mi panować nad wybuchami obżarstwa.
Proszę pomóżcie bo już nie mam na siebie pomysłu, a nie chcę znowu wymyślić czegoś głupiego co tylko zaszkodzi zamiast pomóc.
Zmieniony przez - kevscha w dniu 2014-02-22 10:33:37