jestem młodym, wysportowanym facetem. Pół roku temu ważyłem 76kg i ogólnie rzecz biorąc- ze swojego ciała byłem zadowolony. Niestety pech chciał, że z powodu infekcji i ostrego zapalenia woreczka żółciowego (przywątrobowy magazynier żółci) trzeba było się go natychmiast pozbyć. Fakt miał miejsce w październiku. Operacja przebiegła super, bez komplikacji, ale niestety mój układ trawienny został totalnie upośledzony. Przez 3 pierwsze dni "jechałem" na tak zwanej wodzie, czyli kroplówce, a przez kolejne 5 miałem na dzień trzy dodatkowe sucharki. Efektem tego była dieta cud, bowiem w przeciągu tych 8 dni straciłem 13kg masy i w rezultacie stanąłem na 63kg. Pierwszy raz do ust jedzenie, które miało jakikolwiek smak, wsadziłem w sylwestra ( wtedy to też się upiłem trzema lampkami szampana! - jak widać brak woreczka ma też swoje plusy :) ). Generalnie moja Pani dietetyk prowadziła mnie jakiś czas i mój organizm jest już przyzwyczajony do faktu braku jednego z organów (czyt. nie mam już biegunki siedem razy dziennie), natomiast od tego momentu chce mnie zostawić, mówiąc, że jest ok. Według mnie jest totalnie nie ok, zważywszy na fakt, że jestem okropnie chudy. Ręce zmalały mi o połowę i jedyna część ciała, która względnie dobrze przeżyła ostatnie pół roku, to nogi. Miesiąc temu zapisałem się na siłownie, ale czuję, że bez dobrych porad nie będę miał żadnych efektów. Dodam, że w temacie siłowni jestem kompletnie zielony i dopiero uczę się wykonywać poprawnie ćwiczenia. Z góry dziękuję za wszelkie wskazówki.
Pozdrawiam