Przedwczoraj otrzymałam od trenera z siłowni dietę redukcyjną (oraz rozpiskę treningów, za które zapłaciłam 100zł) która w zamyśle ma być dodatkiem do treningu siłowego 3 razy w tygodniu po około 2 h (ciężary + aeroby). I tu zaczynają się schody, ponieważ według mnie (mimo bycia względnie laikiem w kwestii redukcji, to jednak ogarniam zasady zdrowego odżywiania) jest ona kompletnie do bani. Generalnie: brak podanej kaloryczności dziennej oraz BWT, choć według trenera podobno są podane, tylko ja pewnie nie ogarniam, a tak w ogóle na moim stopniu wtajemniczenia, tudzież jego braku to nie powinnam tego w ogóle brać pod uwagę. A tak wedle rozpiski ma wyglądać mój dzień:
I Śniadanie - płatki górskie do 50 gramów namoczone wodą, do tego jogurt/rodzynki/musli/owoce do smaku - brak podanych ilości dodatków.
II Kolejne dwa posiłki - tzw. "mini obiady" - chude mięso z piersi kurczaka/indyka bądź ryby - do 70 gramów na porcję oraz ryż brązowy bądź kasza gryczana do 33 gramów na porcję. Do tego warzywa do zapchania się w ilości nieograniczonej.
IIITu jakby trzecim posiłkiem są owoce, a konkretnie jeden, góra dwa dziennie jeśli czuję się zbyt głodna.
IV późne popołudnie i wieczór, czyli dwa ostatnie posiłki - mięso bądź ryba podobnie jak w obiedzie, czyli chude i do 70 gramów na porcję. No i warzywa znów w ilościach nieograniczonych. Tu już oczywiście bez węgli.
Niech mnie ktoś uświadomi, albo może utwierdzi w przekonaniu, że ta "dieta redukcyjna" jest ułożona kompletnie do bani? Czy to może ze mną coś nie tak i mam olać wszystkich dookoła, którzy twierdzą, że na diecie redukcyjnej nie powinniśmy chodzić głodni, a już na pewno nie powinniśmy schodzić poniżej PPM! A tymczasem wedle tej rozpiski mam zjadać około 1200 kcal dziennie + pić shake białkowy (po co na redukcji osobie początkujące shake białkowy?). Przecież to nie jest dieta dla osoby, która ćwiczy siłowo, nawet jeżeli dopiero zaczyna.
Generalnie moje PPM wynosi 1450 kcal, a CPM około 2400 kcal przy wadze 63 kg i wzroście 157 cm, mam 21 lat. Może jestem ślepa/głupia, ale jak dla mnie 70 gramów chudego mięsa nie równa się 70 gramom białka, co też trener próbował mi wmówić, to samo z węglami. Tłuszcze? Oliwa z oliwek ale tylko maleńka odrobinka do sałatki. Na moje kwestionowanie diety trener odrzekł, że to dieta i tu trzeba obcinać i być trochę głodnym, poza tym ćwiczenia siłowe 3 razy w tygodniu to jest nic, bo on ćwiczy 3 razy dziennie przed zawodami. WTF? Powinnam mu ją wepchnąć głęboko w gardło i próbować odzyskać pieniądze, czy jednak jakimś zawiłym cudem jest ona ułożona poprawnie, tylko ja się czepiam? Pomocy, chciałam zacząć redukcję w sposób właściwy i nie chcę popełnić głupich błędów.