I tutaj myślę nad jedną rzeczą: pewnie przydałoby mi się jeszcze trochę tkanki tłuszczowej, chociażby po to żeby uregulować miesiączkę której nie miałam dawno że ho ho. Poza tym mam kościste ręce, płaską klatkę piersiową i niestety wystające ramiona. Już naprawdę wolałabym mieć trochę krągłości na biodrach czy moich strasznych łokciach :P W związku z tym nie boję się kalorii, psychikę już praktycznie wyleczyłam, ale dalej nie chciałabym być otłuszczona w brzydki sposób, a najbardziej nie chciałabym mieć opony na brzuchu a reszty ciała dalej chudej. Czy jest jakaś metoda, żeby się tego wystrzec? Czy sęk leży w diecie, ćwiczeniach, czy to tylko i wyłącznie kwestia genów?
Tak btw. dietetyczka zaleciła mi, oprócz typowego jedzenia kasz, ryżu, makaronów & białka & warzyw, dodawanie np. serka mascarpone do koktajli, jedzenie zdrowych słodyczy typu chałwa, no i powiedziała mi że raczej nie muszę sobie nic odmawiać. Czy to naprawdę takie piękne? ;) Bo bardzo nie chciałabym musieć pilnować proporcji b/t/w i iść w jakąś monodietę typu ryż z kurczakiem 3 razy dziennie (chociaż mięsa i tak nie jadam). Bardzo proszę o radę, bo w tym "chcę (nie)chcę przytyć" miotam się już długi czas i naprawdę męczy mnie myślenie o jedzeniu, po tym wszystkim co kiedyś ze sobą robiłam.. :P