Około 2 lata temu zabliźniła mi się rana na ręce.
Największym błędem było zlekceważenie oparzenia na samym początku.
Miałem "gdzieś" czy rana się goi czy nie, zlekceważyłem również kremy przyśpieszające gojenie czy przeciw bliznom. Wręcz rozdrapywałem ranę...
Teraz zaczęło mi to przeszkadzać. Nie jest to prawie widoczne, tylko z odległości około 1m ktoś zauważy, że mam cokolwiek na ręce.
Aczkolwiek wyczytałem w internecie legendę o sposobie na "lekkie" blizny.
1.Nawilżyć bliznę.
2.Do zaczerwienienia pocierać pumeksem + zrobić pilling.
3.Osuszyć i zastosować maść na blizny lub inny sposób na regeneracje naskórka.
Zaciekawiło mnie to, bo jakby nie patrzeć usuwamy zabliźniały naskórek i dajemy mu szansę się zregenerować na nowo - tym razem poprawnie z pomocą różnych specyfików.
Czy takie coś ma jakikolwiek sens?
Może znacie lepszy pomysł na "stare" blizny?
Pozdrawiam i liczę na pomoc.