Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie temat otwarcia własnej siłowni. Jest to pasja zarówno moja jak i mojej kobiety. Oboje mimo, że realizujemy się w zupełnie innych branżach, mamy papiery instruktorskie i po godzinach ja prowadzę kilka osób w kierunku bb, natomiast moja kobieta prowadzi zajęcia typu zumba, aerobiki i inne babskie fiku miku
Jeżeli chodzi o działalność na własną rękę to jak na razie jedyne co zrobiłem to oszacowałem ile mniej więcej potrzebuje pieniędzy na rozruch tego interesu oraz poszedłem do banku poprosić o małe oszacowanie mojej zdolności kredytowej w ramach rozwoju działalności gospodarczej. Bank zaproponował mi niecałe 600 tysięcy i myślę, że tyle spokojnie mi wystarcza, a nawet dużo mniej, bo szacowałem tak 300-400 maks.
Jest tylko jedno MAŁE a l e ...
Jakkolwiek bym tego nie liczył nie potrafię zrozumieć w jaki sposób siłownia po wpompowaniu takiej kasy, przy tak wysokich comiesięcznych opłatach za lokal, kredyt, opłaty, conajmniej 1 pracownika pełnoetatowego, może przynosić sensowne zyski.
Potraficie mi to wytłumaczyć?
Super optymistycznie założę 100 klientów po pół roku działalności. Zakładając znów optymistycznie, że każdy kupi karnet full opcje za powiedzmy te 120zł to daje nam 12 000. Dołożyć do tego powiedzmy 4000 za treningi personalne, suplementy, jakieś gadżety klubowe, wodę, napoje - WSZYSTKO INNE, to daje nam w sumie 16 000. Na tym koniec przychodów.
Teraz wydatki miesięczne.
Lokal 10 000
Media, Zus, podatki 5000
Pracownik pełnoetatowy 3000
Kredyt 4000-5000
Razem, jakkolwiek bym tego nie liczył, spokojnie ponad 20 tysięcy.
Jak na tym zarobić? Wiem, że obliczenia robione na kolanie przez autystyczne dziecko, ale co nie co można już z tego wyłapać.
Zapraszam do dyskusji.