Ja uważam, że prosto i bezpiecznie jest zacząć od posiłków raczej zbilansowanych , tzn.BTW w każdym, a dopiero później w razie potrzeby kombinować z innymi układami. Na posiłkach zbilansowanych można tak chudnąć, jak i robić masę. Najistotniejsze jest tak naprawdę to, by ilość kalorii na dzień oraz poszczególnych makroskładników (białek, węgli i tłuszczy) była dobrze podpasowana do potrzeb danego człowieka.
Nasz organizm ma jakieś tam możliwości magazynowania składników odżywczych. Na przykład po zjedzeniu białka, aminokwasy są stopniowo trawione i uwalniane do krwi, krążą tam przez jakiś czas, nie znikają w pięć minut. Podobnie z innymi składnikami - cukrami, tłuszczami. Dlatego, jeśli między posiłkami nie ma jakichś wielkich wielogodzinnych odstępów, to różne składniki z różnych posiłków i tak się tam spotykają (jak w odżywczej zupie) i mogą zostać wykorzystane przez organizm.
Na przykład, jeśli najesz się solidnie na kolację, to rano, po wstaniu, możesz jeszcze nie być głodny, bo w Twojej krwi krąży wciąż wszystko, co potrzeba...
Człowiek wyewoluował przy ograniczonej dostępności pokarmu, niejednokrotnie były długie okresy głodu i niedożywienia, stąd natura wyposażyła nas w różne mechanizmy obronne. Jeśli nie ma możliwości zjeść w pełni zbilansowanego posiłku, nasze ciało wchłania to, co akurat dostało i wykorzystuje, przetrzymuje jak najlepiej potrafi, do czasu, aż dojdą inne składniki, z których może zrobić taki użytek, jak potrzeba.
Dlatego sprawdzają się różne systemy rozkładu makro i kalorii w ciągu dnia - ludzki organizm wspaniale sobie radzi ze składaniem poszczególnych "cegiełek".
Natomiast uważam, że posiłki zbilansowane jak gdyby ułatwiają sprawę - jest wszystko co trzeba i do tego w tym samym czasie. Witaminy z różnych pokarmów wchłaniają się bez przeszkód w obecności tłuszczu. Jest i budulec i energia potrzebna do budowania...
Jedynie kwestia rozłożenia tego w czasie - najwięcej budulca i energii potrzebujemy w okresie potreningowym, co wydaje się logiczne - bo uzupełniamy zapas energii, regenerujemy i budujemy mięśnie, co też wymaga energii.
Na drugi dzień te procesy nadal trwają, więc również powinniśmy dostarczyć wszystkiego, co potrzeba. Normalne jest na przykład, że na drugi dzień po wysiłku, ma się ochotę na więcej białka na śniadanie , również można czuć potrzebę zjedzenia większej ilości węgli...
Natomiast można czasem przyzwyczaić organizm do trudniejszych rozwiązań (np. że przed lub po wysiłku nie dostaje tyle, co trzeba) - ale jest to już pewne utrudnienie i nie każdy człowiek na to dobrze zareaguje. Jedni się przystosują, inni średnio - a dla jakiegoś % ludzi może to być nie do przejścia , spowoduje stres w organizmie i różne niekorzystne efekty , np. brak przyrostów mięśni, tycie...
Poczytaj np. artykuły pana Sulikowskiego, gdzie przytacza wiele przykładów na to, jak post i trening na czczo podwyższa poziom stresu i hormonów stresu. Na chłopski rozum - organizm , kiedy potrzebuje dostawy, a jej nie ma (bo nie zjesz) - ma problem, musi kombinować, uwalniać z zapasów jakieś składniki (co też wymaga energii) i się tym stresuje.
Ja się zawsze odchudzałam na zbilansowanych posiłkach, uważam, że to najprostszy sposób i dobry punkt wyjścia. Prosta zasada - mało wysiłku, mało jedzenia, więcej wysiłku, więcej jedzenia. Bez kombinacji, machinacji i zawracania sobie głowy.
Jeśli chcesz, możesz na sobie testować różne rozwiązania , typu śniadanie B plus T, ale cudów się nie spodziewaj w utracie tłuszczu, bo jak wcześniej napisałam - liczy się przede wszystkim właściwa dobowa, tygodniowa kaloryczność i makro, a nie takie drobiazgi.
Ludzie stosują np. IF - dobry system pod pewnymi względami, ale też działa tylko i wyłącznie w wypadku, gdy dobrze dostosujesz kalorie i makro.
W odchudzaniu (ani w budowaniu mięśni) nie ma wielkich cudów, super wyjątkowych, odchudzających, połączeń składników, cudownych efektów wynikających z jedzenia o określonych porach - to bardziej przypomina księgowość - ma być odpowiedni stosunek MA i
WINEN , wydatków i przychodów (energii i budulca) - a wtedy wszystko gra .
Jeśli wpływy do firmy są za małe, to nie ma znaczenia czy przyjdą 3 małe przelewy czy 6 - i tak bilans będzie pod kreską... I na odwrót - może być jeden, ale duży, aby powstała nadwyżka.