Witam wszystkich po dłuższej przerwie spowodowanej kilkoma problemami. Październik, co cóż... bywało z nim różnie, ale za to w listopadzie starałam się trzymać dietę na poziomie 1700-1800kcal (chociaż czasem bardziej na oko), chodziłam 2-3 razy na siłkę trenując to co wcześniej i no, trzeba powiedzieć jasno, zdarzało mi się zjeść coś słodkiego. Ja ze słodyczami zawsze miałam problemy, traktuję to wręcz jak uzależnienie, więc z duszą na ramieniu muszę powiedzieć, że w tym temacie jest już znacznie lepiej. Wciąż je jem, ale znacznie, znacznie mniej. Mam nadzieję, że z czasem będzie coraz lepiej. W ćwiczeniach widzę postępy, więc się cieszę, ale... martwi mnie, i mam nadzieję, że coś doradzicie, waga w ogóle nie drgnie! Lepsza dieta, choć nieidealna, ale lepsza, więcej ćwiczeń, mniej słodyczy, a żadnych postępów w chudnięciu. Kilogramy i centymetry ani drgną. Bardzo mnie to demotywuje... Czy to przez to, że może za mało ściśle przestrzegam diety? kcal za dużo? za mało ćwiczę/za mało intensywnie? Chciałam zapisać się do kolejnego dietetyka, ale jak koleżanka pokazała mi rozpiskę dań to nie wiem czy tam było nawet 1100kcal. Nie wiem co robić :( To co na pewno będę do dalej kontynuować
ćwiczenia siłowe, opanować słodkie i może skrupulatniej liczyć kcal i makro. Zastanawiam się, a może proporcje makra mam złe (129B, 158W, 73T)?