Zauważyłem ostatnio, że praktycznie zawsze na koniec treningu nie jestem ani troche z niego zadowolony. Zastanawiam się w tym momencie czy to po prostu moja głupia psychika chciałaby, żebym po dwóch miesiącach ćwiczeń wyglądał jak Karmowski czy po prostu jeszcze jestem leszczem i wiele rzeczy robie źle. Chodzi mi mianowicie o obciążenie/technikę. Jestem w trakcie budowania masy mięśniowej, a przynajmniej się staram. Dieta jest jak najbardziej adekwatna do tego co robię, regeneracja w porządku, suplementacja na dobrym poziomie, piję dużo wody, przyrosty niby są, ale wciąż wydaje mi się, że daję dupy na treningu.
Nie potrafię dostosować do siebie ciężaru, mam problem z ustaleniem tego o ile zwiększać go co trening (przy moim zwiększaniu to ja na dobrą sprawę samochody będę musiał podnosić niedługo), raz wydaje mi się, że jest git, a potem masa oszukanych powtórzeń. Chciałbym się dowiedzieć, czy gdybym teraz zmniejszył nieco ciężar i skupił się bardziej na technice wykonania (oczywiście nie dużo go zmniejszył, tyle tylko żeby te ostatnie powtórzenia nie wyglądały jakbym próbował kogoś zabić hantlą) wciąż mógłbym liczyć na przyrosty, bo wiadomo jest to swego rodzaju cofnięcie się, ale przy poprawniejszej technice mięśnie też męczą się chyba nieco bardziej, więc może to zrekompensowałoby ten ciężar miło byłoby gdyby ktoś też zasugerował o ile zwiększać ciężar i czy co trening czy dwa. Przez te wszystkie artykuły których ja się naczytałem to już po prostu głupieje