Ze zrzutem dokładnie diety może być ciężko, gdyż nie liczę Kcal dokładnie, posiłki odmierzam na oko, a nie z użyciem wagi (poza białkiem, które w miarę skrupulatnie liczę). Po kilku miesiącach udało mi się ustalić jakie mniej więcej objętościowo posiłki muszę jeść, aby następował powolny wzrost i progres siłowy - trzymam się tego, białko przyjmuję 1,5 g na kg masy ciała (maks. 2 g), natomiast w dni nietreningowe odejmuje trochę węgli w postaci pieczywa zazwyczaj (czyli zjem np. trzy - cztery kromki pieczywa mniej i lżejsze węglowodany od obiadu).
Pięć posiłków dziennie, standardowe produkty wchodzące w skład diety to: twaróg półtłusty, jogurt naturalny, kefir, pieczywo pełnoziarniste, ryż basmati,
makaron pełnoziarnisty, kasza gryczana, ziemniaki, kurczak, indyk, jajka, łosoś, pstrąg, masło, oliwa z oliwek, olej rzepakowy. Te głównie natomiast od czasu do czasu jakieś krewetki czy ryba z puszki, makrela wędzona, wołowina. Oczywiście do każdego posiłku warzywa/owoce. Nie używam cukru, nie jem słodyczy.
No i teraz się zastanawiam czy po prostu jeść tak jak w dni nietreningowe, czyli z tą mniejszą ilością węgli, no i czy białko 1,5 g przy braku treningów to będzie wystarczająco żeby zachować w miarę mięśnie, a nie za dużo zarazem.
Czy może w ogóle panikuję, bo 3 tygodnie to nie tak długo?
(raczej na dłuższą przerwę się nie zanosi, bo to tylko uraz szyjnego, typowy przy stłuczce z tyłu, miałem już taki i szybko doszedłem do siebie. Szczerzę to liczę, że ortopeda sportowy powie, żebym wywalił ten kołnierz w cholerę i zabrał się za sport po paru dniach, bo już dwójka moich znajomych niby słyszała od swoich lekarz, że Ci na sorze to pakują w kołnierz bo innych pomysłów nie mają, a on to po dwóch dniach tylko szkodzi, a nie pomaga, bo się mięśnie osłabiają)
Wiem, że ciężko cokolwiek doradzić do diety, jak nie jest wyliczona na 100 %, niemniej dzięki za każdą radę, również za tą już udzieloną.