W efekcie córka rozumie i nie buntuje się, kiedy usłyszy, że już dosyć albo że czegoś nie kupię, bo to byłaby już przesada. Słodycze mogą leżeć jej pod nosem, czekolady czy inne rzeczy, ale nie rzuca się na to - jak nie ma specjalnej ochoty, w ogóle nie ruszy. Jakieś przesłodzone pianki, czekoladki itp. - ugryzie raz i więcej nie zje... Sama woli coś lepszej jakości i nie zastępuje sobie słodyczami normalnego jedzenia. I to uważam za sukces.
Natomiast jeśli ja uczę czegoś i do tego przyzwyczajam swoje dziecko, a np. ktoś z rodziny robiłby mi pomimo tłumaczeń mocno pod górkę, jak to potrafią dziadkowie - to już bym na to nie pozwoliła... Co innego poczęstować dziecko czasem słodyczami, a co innego, kiedy babcia non stop karmi i poi je w ten sposób, że wyrabia mu zły smak i złe przyzwyczajenia, bo sama nie widzi w tym nic złego.
To już nie są czasy króla ćwieczka, że ludzie nie zdają sobie sprawy ze szkodliwości cukru i nadwagi, więc babcia nie powinna w imię źle pojmowanej miłości szkodzić dziecku. W tv, w internecie, w gazetach jest pełno informacji na takie tematy i rozumny człowiek powinien zaakceptować, że rodzic ma jakiś plan wychowania dziecka bez nadmiaru cukru i nie stawać mu na przeszkodzie.