mam 19 lat i przez około 4 lata trenowałem tenis ziemny, mniej więcej w latach 2008-2012. Zaczynałem jako totalny amator zmuszony przez babcię do spróbowania innego sportu - wcześniej próbowałem przekonać się do treningów piłki nożnej, ale po pół roku odpuściłem, gdyż nie było we mnie ani potencjału, ani zauważalnych postępów. Przebrnąłem w tym czasie przez dwa obozy sportowe, które zakończyły się otrzymaniem dyplomów wraz z gratulacjami za znaczne postępy. Moi trzej trenerzy zawsze "coś" we mnie widzieli, podobno byłem najlepszy z grupy, bardzo często miałem indywidualne treningi po 3-4 godziny bez żadnych przerw, na których świetnie dawałem sobie radę. Później miałem wypadek - na drodze potrącił mnie samochód, pęknięty obojczyk, gips na 2 miesiące. Po przerwie próbowałem wrócić do tenisa, ale przy próbie serwisu zawsze czułem gigantyczny ból w obojczyku. Zrezygnowałem. Przez prawie 5 lat siedziałem bez celu, trochę zapadłem się życiowo. Brzuszek urósł, ale nie jest tragicznie - nic nie wystaje, choć źle mi z aktualną sylwetką - widać, że mam te kilka/naście kilogramów nadwagi. Pomimo tego, jestem jednak w stanie wytrzymać ogromne obciążenie fizyczne - choć biegi długodystansowe nigdy nie były moją mocną stroną. Dlatego na tenisie moje ciało i siła woli mogły działać cuda - krótkie dystansy, chwilowe przerwy etc. Ostatnio, oglądając Australian Open, moja dziewczyna zaczęła wiercić temat moich treningów, namawiając mnie do tego, żebym znów zaczął trenować tenisa. Skonfrontowałem jej opinię ze swoją rodziną, która uznała, że to nie ma sensu. Sam jestem w wielkiej rozterce, z jednej strony chciałbym wrócić, a z drugiej - nie wiem czy jest w tym jakikolwiek sens.
Doradźcie mi drodzy sportowcy, nie wiem co ze sobą zrobić.