Po pierwsze - muzyka. Ostre kawałki, przesycone takimi zwrotami jak „MOVE!", „FIGHT!", lub takie, które kojarzą mi się z gigantycznymi „mięśniakami" (np. tematy z wrestlingu, czy choćby muza z Rocky’ego) wyzwalają we mnie dodatkową energię, która pozwala mi wykonać ostatnie powtórzenia łatwiej, niż w całkowitej ciszy i skupieniu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że nie należy „rozkręcać" dźwięku na max, bo długie przebywanie w hałasie powoduje pewnie jakieś tam obciążenie dla organizmu. Chodzi bardziej o wytworzenie odpowiedniego klimatu.
Oszukuję siebie i zakładam, że wykonam więcej powtórzeń niż powinienem, np. zamiast planowanych 12 dążę do zrobienia 15 i przerywam, kiedy osiągnę 12. Dzięki temu ostatnie powtórzenia stają się „któreś tam" od końca i nie bolą już tak bardzo.
Następnym sposobem jest wyobraźnia. Podchodząc do sztangi wyobrażam sobie, że wkraczam w świetle jupiterów na scenę przed kilkutysięczną widownię i sędziów, aby walczyć o tytuł mistrza świata. Aby go zdobyć muszę wykonać poprawnie całe ćwiczenie. Po wszystkim nagradzam się tym pucharem (oczywiście w wyobraźni).
Wiadomo, że najlepiej ćwiczy się z kimś, kto krzyknie coś mobilizującego do ucha, kiedy przychodzi chwila słabości. Często ćwiczę sam i nie mam kogo poprosić o pomoc. Stwarzam sobie wtedy w wyobraźni partnera, który stoi nade mną. Zazwyczaj jest to sławna postać, jeden z moich autorytetów w dziedzinie kulturystyki. Pomaga mi wykonać ostatnie powtórzenia unosząc ciężar wraz ze mną, odlicza już wykonane, krzyczy: „DAWAJ!", „MOŻESZ TO PODNIEŚĆ!", „JESTEŚ NAJLEPSZY!" itp., lub tylko stoi nade mną z surową i groźną miną :).
Kolejna metoda jest przeciwstawna do poprzedniej. Wyobrażam sobie kogoś, kogo bardzo nienawidzę jak powtarza przez cały czas wykonywania ćwiczenia: „JESTEŚ SŁABY", „JESTEŚ MAŁY", „NIE DASZ RADY". Ostatnie powtórzenia traktuję jak ciosy miażdżące jego twarz :).
Czasami, kiedy wydaje mi się, że nie dam rady wykonać kolejnego powtórzenia, wykonuję trzy szybkie oddechy ustami, jak ryba wyjęta z wody i to pomaga. Pomaga także krzyk, choć na początku miałem problemy z przełamaniem bariery wynikającej ze wstydu.
Sposób następny… oczyma wyobraźni widzę, jak z każdym kolejnym „kryzysowym" powtórzeniem odpadają kolejne talerze od sztangi lub hantli i staram się fizycznie odczuć zmniejszający się ciężar.
W końcowych seriach patrzę na swoje mięśnie i wyobrażam sobie, jak z każdym kolejnym powtórzeniem puchną nieco, niczym nadmuchiwany balon, dążąc do wyobrażonego wcześniej, idealnego rozmiaru, tak, aby osiągnęły go dopiero za ostatnim powtórzeniem.
Dobrze jest też patrzeć na zdjęcie ćwiczących kulturystów i grymas bólu na ich twarzach. Poza motywacją, jaką daje widok ich potężnych mięśni (co może wywołać też zdjęcie kulturysty pozującego) można poczuć, że dzielą oni z nami nasz wysiłek, dzięki czemu rozkłada się on na dwoje.
Najlepszą jednak motywację daje przyglądająca się nam laska (osobniczki płci żeńskiej - wybaczcie ;)), nawet wyimaginowana, choć najlepsza jest żywa z krwi i kości :).
To by było na tyle. Mam nadzieję, że komuś przydadzą się moje rady.
Clavicul
eye of the tiger is the thrill of the fight...