panowie, panie;
stoję przed dylematem - waże 104kg przy wzroście 184cm, jestem typowym skinnyfatem (zdjęcie dołączam), generalnie mam problem z redukowaniem wagi (chociaż niedawno przez dwa tygodnie byłem na dość rygorystycznej diecie z ujemnym bilansem kalorycznym (ok 1400kcal dziennie + bieganie) nie będąc przy tym głodny, i zgubiłem 6kg w dwa tygodnie.
Niedawno z powodu braku czasu na przygotowanie posiłków znów mnie zalało i z 98kg znów ważę 104kg.
Dodam że jedyne co mogę robić będąc aktywnym fizycznie to bieganie + kettlebell w domu (taka sytuacja rodzinna, nie pytajcie dlaczego).
Czy jest szansa żeby przez rok zbić wagę tak ze 20kg ale tak żeby nie stracić na mięśniach (których prawie i tak nie ma) ale stracić na tłuszczu?
Na co dzień pracuję biurowo, nie jem słodyczy ani nie piję słodzonych napojów. Co jakiś czas napije się piwa (tak wiem co to).
Mój dzień wygląda następująco:
7:00 - pobudka - lekkie śniadanie (serek wiejski + kromka chleba)
9:30 - drugie śniadanie - bułka razowa z dodatkiem wędliny/serka twarogowego/sera żółtego
13:00 - obiad - najczęściej gotowany drób + kilka ziemniaków/surówki/zupa warzywna z kurczakiem
17:00 - przekąska - kawałek drobiu
20:00 - kolacja - chleb z czymśtam
Czasem zdarzy mi się zjeść kabanosy, zjeść jakieś chipsy, napić się odrobinę coli, czasem zjem jakąś kiełbę z musztardą i białym pieczywem.
Od trzech miesięcy nie jem karkówek/schabowych itd. generalnie produktów smażonych. Wszystko pieczone albo gotowane.
Co moge zrobic zeby pozbyc sie tego bardacha?
0 wegli?