Orientacyjnie gdzieś od połowy roku odczuwam (uczucie porównywanie ból porostowy/wzrostowy jak za gówniarza) dość intensywny dyskomfort ud (przód czasem tył) oraz łydek. Dyskomfort trwa ciągle i jedyne co się zmienia to czasami intensywność. Nadmienię iż są to właśnie uda i łydki (czasem pośladki) i czuję je jednocześnie, to znaczy boli lewa i prawa jednocześnie. Brak żadnej korelacji z pogodą, ciśnieniem atmosferycznym czy ukrwieniem. (robiłem już badanie dopplera, byłem u neurologia, fizykoterapeuty i lekarza rodzinnego, nic konkretnego nie stwierdzono)
Teraz trochę o tym jak (w moim mniemaniu) do tego doprowadziłem. Otóż, trenowałem ponad amatorsko 4-5 razy w tygodniu. Robiłem 45 min trening siłowy po czym wschodziłem na rower/orbitrek i pedałowałem tak koło 30 - 40 min interwały/kardio. Po wszystkim oczywiście się nie rozciągałem w ogóle, jak zszedłem z roweru tak udawałem się do szatni i do domu. Trenowałem tak z przerwami koło 2 lat. Jak sięgam pamięcią nigdy nie byłem rozciągnięty.
Dodatkowo dodam, iż pracuje w biurze po 10-12 godzin oczywiście siedząc na dupie.
Pytanie moje brzmi, czy mogłem uszkodzić sobie mięśnie poprzez katowanie ich i nie rozciąganie do takiego stopnia jaki teraz odczuwam? Tabletki przeciwbólowe nie pomagają nic a nic, maści przeciwzapalne, rozgrzewające, chłodzące, prośby, płacz, lament, modły i tupanie nóżkami także nic nie pomaga.
Proszę o jakąś podpowiedź ponieważ szarpie się z tym niemiłosiernie, zostawiłem już koło 1200 zł po lekarzach i było jak jest. Być może ktoś miał taką przypadłość i wie z czym to się je.