Zawsze w moich przygodach z treningiem nienawidziłem diety i zawsze jak ktoś mówił dieta to w głowie widziałem ryż kurczak jajka ryż kurczak jajka repeat 10
przez co w wielu sytuacjach po prostu po jakiejś przerwie przestawałem ćwiczyć no bo skoro trening bez diety nie ma sensu a ja nie mam zamiaru bawić się w kurczaka i jajka no to elo.
Jednak nadszedł taki czas, że człowiek do tej diety dorasta i uświadamia sobie no że na skróty si ni da. Według aplikacji (fitatu) żeby tyć 0,5 kg tygodniowo muszę żreć 2786 kcal. Pierwszy dzień trochę dał mi po dupie bo wreszcie uświadomiłem sobie ile tak naprawdę jadłem, czyli w sumie prawie nic. Pchałem w siebie na siłę jedzenie byle by dobić do tych 2786 kcal i cały dzień zaprzątało mi myśli no, że kurde muszę dobić. Było trudno ale się udało. Drugi dzień tylko 2000 kcal. Dzisiaj, w obecnej chwili 1749 i zaraz idę po szamę. Jak zjeść więcej? Wszelkie rady typu wpychaj w siebie na siłę są takie no jakby powiedzieć średnie bo zjeść i lecieć do kibla wyrzygać to żadna logika.