od ponad miesiąca ćwiczę i obserwuję swoją codzienną dietę, a od tygodnia jestem na diecie redukcyjnej 1300 kcal z makrosami w proporcjach B:30% T:30% W:40%. Nawet przed rozpoczęciem diety rzadko kiedy osiągałam dzienne zapotrzebowanie na węgle, a teraz nawet nie docieram do połowy. Problem w tym, że nie jestem fanką ani makaronów, ani kasz ani (szczególnie) ryżu. Większość w mojej diecie pochodzi z warzyw i pieczywa.
I teraz moje pytanie: zwiększać te węgle czy nie? Nie czuję zmęczenia, ale nie chciałabym też sobie przez przypadek zaszkodzić... Na razie efektów diety brak, ale to dopiero tydzień.
Dla Waszej informacji:
Kobieta
Wiek: 28
Wzrost: 163
Waga: 63
Waga docelowa: 58
BF: ok 25 % (może więcej, nie jestem pewna)
Ćwiczenia: od miesiąca 3 x trening obwodowy + 1 lub 2x aqua aerobik / praca siedząca
Suplementy: BCAA , piłam też białko zero ale źle się po nim czułam
Typ sylwetki: grucha
Ramię 27/ Talia 69 / Pupa 98 / Udo 58
Przykładowe (dzisiejsze) jadło:
Ś: Kurczak w galarecie z marchewką i groszkiem
2 ś: 1 grapefruit
O: 3 podudzia z kuczaka pieczone w piekarniku z 1 łyżką oliwy i przyprawami, sałatka z roszponki, ogórka zielonego, pomidorków koktajlowych
K: bułka wieloziarnista, 1/2 awokado, mały kawałek wędzonego łososia, kilka listków szpinaku
W międzyczasie: 2x kawa z 150 ml mleka bez laktozy, garstka orzeszków ziemnych niesolonych
Tak, niestety kawa z mlekiem to mój grzeszek i trudno mi się z nią rozstać...
I od razu mówię, że to mleko bez laktozy to nie przypadek- niestety laktozy nie mogę;(
Jeżeli oprócz odpowiedzi na moje pytanie moglibyście udzielić mi jakichś wskazówek byłabym bardzo wdzięczna! Z góry dzięki:)