Metodą prób i błędów przez kilka lat diety i treningów wypracowałem sobie chyba idealny schemat pode mnie. Z racji że węgle mi nie służą zaraz po przebudzeniu. Znacznie łatwiej się wtedy podlewam i bywam śpiący w ciągu dnia. Opracowałem taki schemat:
Zaraz po przebudzeniu pierwszy posiłek B+T, zaczynam pracę. Następny posiłek B+T, w tych pierwszych dwóch posiłkach jest troszkę węgli z kiszonek ale raczej śladowe ilości. Kolejny posiłek B+T+trochę więcej węgli z warzyw i kiszonka. Po pracy prosto na trening, przed treningiem WW+B. Tutaj leci zmiksowana gruszka z ryżem i WPC. Po treningu WW+B i za dwie godziny znowu WW+B. W ten sposób czuję się dobrze sylwetka jest sucha i jestem w stanie upchnąć więcej węgli (bez konsekwencji) niż w tradycyjny sposób.
Problem jest taki że mam przed sobą kilka tygodni nocek w robocie a nie chciałbym zawalić formy. Nie wchodzi w grę trening po pracy. Siłka zamknięta o tej porze. Jedyne co mi przychodzi do głowy to całkiem to odwrócić. Zaraz po przebudzeniu WW+B w postaci tego ryżu z gruszką i WPC i na trening. Po treningu 2x WW+B. Zaczynam pracę i tam już Białko z tłuszczem. Po pracy prosto spać. Trochę się to gryzie, ale treningu bez węgli sobie nie wyobrażam. Najwyżej musiałbym obciąć delikatnie węgle i stopniowo dokładać? Co o tym myślicie? Może macie jakieś inne lepsze pomysły jak to odwrócić? Dodam że to ma być tak tylko kilka tyg.
Pozdrawiam
Train like a beast, eat like a king & sleep like a deadbeat.