Wychodzę z anoreksji, powoli bo powoli, ale staram się robić postępy, zwiększam kaloryczność od jakiegoś czasu, wprowadzam nowe produkty do jadłospisu, bardziej kaloryczne, etc.
Niestety waga nie idzie w górę, cały czas oscyluje koło 36,5 kg. Obecnie mam BMI w granicach 14,5. Wzrost 158 cm.
Czy to możliwe, że wszystko co zjadam (a zjadam naprawdę dużo w porównaniu z tym co jadłam) idzie na odbudowę narządów wewnętrznych? Że za jakiś czas waga zacznie wzrastać? Mam niestety trudności z przyswajaniem tłuszczy, po nich mam biegunki, bóle brzucha i uczucie ciężkości w brzuchu, więc używam ich, ale w ograniczonym stopniu. Słodyczy staram się nie jeść wcale, raz w tygodniu jem BIG Milka. Chciałabym spróbować coś ze słodyczy zjeść "do towarzystwa", ale mam opory i wolę dożywić organizm bardziej rzeczowymi produktami, np. sałatkami owocowo-warzywnymi w ramach podwieczorku, czy koktajlem owocowym na bazie jogurtu. Czy może wprowadzić jakąś słodycz w menu?
Lekarz zalecił dietę wysokobialkowa. Jem pieczona pierś z kurczaka, dorsza czy mintaja. Gotowane brokuły, buraki, szpinak, pomidory, ogórki. Uwielbiam jogurty naturalne, jem jajka, twaróg, polędwice z piersi kurczaka. Czasem na obiad pieke sobie cukinie, gotuję kalafior, robię leczo wegetariańskie.
Ile kalorii powinnam jeść, żeby zdrowo i powoli zacząć przybierać na wadze? Grozi mi szpital, mam złe wyniki z nerek, wątroby, zaburzenia pracy serca w postaci bardzo niskiego ciśnienia i tętna. Jestem obolala, osłabiona, mam meszek na skorze i spekania. Jestem powoli wrakiem człowieka...
Obecnie jem 1300 kcal. Dietetyk, do którego chodziłam, kazał zwiększać o 50-100 tygodniowo.