Mam w rodzinie osobę, której (wg BMI) brakuje 1kg mniej do niedowagi a mimo to, ta osoba od niedawna zaczyna brać spalacz tłuszczu, tłumacząc to tym, że właśnie ta waga aktualna jest odpowiednia dla niej, dobrze się w niej czuje, nie chce ani przytyć ani chudnąć już (jest kilka mięsięcy po zakończonej dość mocnej redukcji) a te tabsy bierze po to, by na wszelki wypadek nie przybrać na tłuszczu + niby te tabsy powodują zmniejszenie odczucia apetytu przez jakiś składnik/i.
Czy przy tak niskim BMI, praktycznie na granicy niedowagi to coś faktycznie dobrego? Czekam tylko na sensowne odpowiedzi za i przeciw bo według mnie to raczej nie jest zbytnio zdrowe podejście i chciałbym mieć ewentualne argumenty innych osób gdy będę tej osobie to tłumaczyć, chyba że to ja jestem w błędzie.
PS: ta osoba stosuje intermittent fasting bodajże 18/6 i czasami w tygodniu robi sobie dłuższe głodówki np. 3-dniowe (czytałem kiedyś, że niby mają zdrowe właściwości takie posty) ale potem w pozostałe dni nadrabia te ucięte kalorie (zwłaszcza w weekend) by na koniec tygodnia tygodniowy bilans kaloryczny wyszedł na 0 (pilnuje się za pomocą Fitatu).
Podczas tych dni postu słyszę jak tej osobie burczy w brzuchu ale ona wymądrza się, że wcale nie czuje się głodna. To realne tak przyzwyczaić organizm, by nie jeść trzeci dzień z rzędu i nie czuć głodu czy zmyśla, że niby tak zaj**ista jest jej dieta?