obecnie wróciłem do treningów po chyba z 10 letniej przewie (przed nią ćwiczyłem niecałe 4 lata). A więc żaden ze mnie sportowiec. Teraz jestem w 9 miesiącu treningów i borykając się, a to ostrogą pięty, a to z naciągnięciem bicepsa, czy to z głodówką, powoli dochodzę do optymalnej formy wydolnościowej. (jeszcze nie sylwetkowej).
Obecnie koncentruje się za dopracowaniu diety i suplementacji (od 3 tygodni kreatyna).
Doping, zgodnie z tym co SebaKot twierdzi, powinien być zastosowany, gdy dojdzie się do muru, by te ograniczenie przesunąć. Zgadzam się z tym. Jednak ja wezmę go prawdopodobnie by szybciej dobić do tego muru - w końcu latka już mam:).
Dzisiaj pisze do was, tylko by zagaić i wstępnie temat rozeznać. Poważniejsze podejście zrobię pewnie minimum rok, może półtora po cyklu kreatynowym. Teraz szkoda by było marnować potencjał dopingu.
Tyle jeśli chodzi o moje rozsądne jak sądzę podejście (uzupełniająco wyjaśniam - jeśli będę się dopingować, to nie będzie to żaden ilościowy standard, przykładowo, Słodkiwicz doszedł do 1500 teścia, i twierdził, że 1000 w zupełności wystarcza - mam nadzieję, że liczb nie pomyliłem:), a jakieś małe 40% standardu, czyli teżcia brałbym z 250 do może 400 - strzelam) ).
No i w końcu doszedłem do pytania.
Przy tych rozsądnych ilościach, uważa się że tesciu nie posiada jakiś tragicznych skutków ubocznych, wszak mamy nawet terapię zastępczą na poziomie 150 (?? - nie pamiętam). Niestety, mogą wypadać włosy, co mnie cholernie zniechęca.
Czy jest jakiś inny, bezpieczniejszy doping?
Pozdrawiam