TSH – jest jakie jest, jestem pod kontrolą endokrynologa od 15 lat, rozpoznanie to subkliniczna niedoczynność tarczycy czyli TSH tak sobie lata w górnej połowie normy przy FT3 i FT4 zawsze w środku normy. Tarczyca ogólnie fizjologicznie jest nieco mniejsza niż powinna, ale przy prawidłowym stężeniu FT3 i FT4 żaden endokrynolog (a przerobiłem kilku) nie rekomendował przyjmowania leków. W dodatku nie mam tendencji do tycia, potrafię fajnie gubić fat i senny też nie jestem.
Testosteron całkowity – 18,7 nmol/l norma:[8,33-30,19], dla porównanie w 2020 roku wykonałem badanie i wynik to 4,38 ng/ml norma:[1,75 – 7,81], a więc po przeliczeniu podobny poziom. Mniej więcej w środku normy, a więc byłem zadowolony bo myślałem, że w związku z mocno ujemnym bilansem testosteron będzie nisko, a tu nawet miłe zaskoczenie.
Testosteron wolny – 14,8 pg/ml, norma:[15-50] – i to jest dla mnie szok.
Czy możliwe jest, żeby w wyniku redukcji testosteron wolny aż tak bardzo spadł, przy jednocześnie normalnym testosteronie całkowitym?
Po przeczytaniu wielu tematów na forum przestraszyłem się, bo przy takim poziomie testosteronu to wychodzi na to, że powinienem być już zatłuszczonym impotentem z depresją i w ogóle bać się ludzi i świata, o siłowni nawet nie wspominając. Z libido faktycznie, bywało ostatnio róznie, ale brak chęci zwalałem na redukcję i może lekkie przetrenowanie, kiedy jednak dochodziło co do czego to sprzęt działał bez zarzutów. Nie doświadczam żadnego „brain fog”, po treningu regeneruję się tak szybko jak w czasach gdy byłem 10 lat młodszy. Nie wiem co mogło tak mocno uwalić testosteron całkowity, dietę mam (co prawda bez mięsa) zróżnicowaną, zero śmieciowego żarcia, żadnych słodkich napojów. Czasem zapodam sobie przedtreningówkę z kofeiną albo czysta kofeinę i kreatyna do tego. Nigdy nie tykałem żadnego dopingu. Alkoholu nie piję w ogóle, żadnych fajek i niczego innego. Normalnie człowiek anioł. Nie zdążyłem jeszcze zbadać SHBG, chociaż z tego co czytałem to naturalnie nie można wpływać na jego poziom.
Jestem właśnie po wizycie u endokrynologa, którą i tak miałem zaplanowaną w związku z kontrolą poziomu TSH. Pani doktor właściwie zlała temat. Stwierdziła, że skoro nie czuje się jakoś bardzo źle, nie mam problemów z libido i wzwodem to mam zbadać SHBG i następna wizyta za 9 miesięcy, przed pobraniem krwi do badania nie ćwiczyć przez kilka dni. Coś tam wspomniała, że można w przyszłości jakieś plastry z testosteronem zastosować, ale to nie wskazane dla mojej płodności. Na odpowiedź, że nie planuję potomstwa widać było zniesmaczenie na jej twarzy hehe. A w ogóle to ona nie do końca wierzy w to badanie wolnego testosteronu bo jest trudny do oznaczenia i róznie wychodzi w różnym labie i na kolejną wizytę zleciła mi tylko testosteron całkowity zbadać.
Panowie, co zrobilibyście na moim miejscu? Umówić się od razu prywatnie do dobrego androloga (najlepiej faceta)? Czy może posiedzieć kilka miesięcy na dodatnim bilansie kalorycznym, zarzucić jakiegoś tribulusa albo inne ziółka na podniesienie testosteronu i później zrobić badania? Lekarza chyba i tak zmienię bo tłumaczenie „no po to jest norma, że jedni są w jej górnej granicy, inni w dolnej” to dla mnie takie trochę zbycie pacjenta. I czy jest sens w ogóle jechać z masówką teraz przy takim poziomie testosteronu? Bo szczerze mówiąc to mi się odechciało wszystkiego i jeśli faktycznie teraz pojawią się problemy z libido to przez to, że wkręcę sobie do głowy ten niski poziom teścia i bardziej na zasadzie placebo to zadziała. Dziękuję za przeczytanie tej ściany tekstu i będę wdzięczny za dyskusję. Pozdrawiam wszystkich!
Zmieniony przez - Nordlys w dniu 4/18/2023 1:28:07 PM
Zmieniony przez - Nordlys w dniu 4/18/2023 1:29:00 PM
Zmieniony przez - Nordlys w dniu 4/18/2023 1:29:27 PM