Gość był dobrym kulturystą, dwuboistą...
Poszedł raz do pewnej barówy. Jakiś koleś siłował się tam z chętnymi na rękę - stawka - browar. Pomyślał, co tam...
W chwili gdy myślał, że gościa już ma, zdekoncentrował się troszkę i facet przegiął mu łapę. Poczuł silny ból... wydawało mu się, że w łokciu. Facet też trochę się przestraszył i zawiózł go na pogotowie. Prześwietlili mu łokieć.... ale lekarza patrzącego na zdjęcie zaintrygowało zgoła coś innego. Szybko zrobili jeszcze jedną fotkę...
Okazało się, że ma srętne złamanie kości ramieniowej. Facet po prostu ukręcił mu kość. Tu zaczyna się pożoga po świetnej służbie zdrowia.
Założyli mu gips ale tak, jak podczas zwykłego złamania. Braciak cierpiał okrutnie, ponieważ krawędzie złamania poruszały mu się w tym gipsie. Dołożono mu więc ciężarek w okolicy łokcia, który miał ściągać mu kość aby krawędzie złamania nie przemieszczały się. Kolejne bolesne doznanie.... do czasu aż pewnej nocy obudził się z krzykiem.
Pogotowie once again... .tylko teraz lekarz był inny. Zdjęli mu ten szajs, na stół, skalpel w ruch. Okazało się, że krawędź złamania nadcięła mu nerw promieniowy - jak mówił lekarz w 3/4. Połatali mu jak mogli, wbili tu i tam kilka gwoździ... Szkoda, że nie od razu. Efekt jest taki, że co prawda rusza ręką, ale ... :((((
Nie jest to przecież odosobniony przypadek... ale niech będzie kolejną przestrogą.
Nie ma co tu wnikać w strukturę kości, wytrzymałość, czy odwapnienie.... Kości mają swoją wytrzymałość, drastycznie czasem różną w zależności od kierunku działania siły wypadkowej działającej np. na ramię. Ale szkoda sprawdzać ja właśnie w taki sposób.
Aviator