>1. wybujałe ego poszczególnych twórców szkół. pragnących za wszelką cenę >utrwalić swoje nazwiska jako twórców czegoś nowego (+ względy komercyjne);
To raczej nie bardzo. Norma w Chinach była taka, że nawet gdy ktoś tworzył coś nowego, to była tendencja żeby się nie przyznawać, że jest się twórcą, a raczej opowiadać, że to starożytny styl przekazywany w tajemnicy, dopiero ujawniony. To się zwykle znacznie lepiej sprzedawało
>2. zbytnie przejęcie się mistycyzmem, nawarstwiające się z pokolenia na >pokolenie i wyrażające się tym właśnie nawiązywaniem do symboli (np. >trygramy) - choc moga to być równie dobrze zagrania pod publiczkę - ot, >bo tak ładniej brzmi i działa na wyobraźnię;
To znów przenoszenie współczesnych zjawisk do innego kręgu i innych czasów.
To były po prostu pojęcia, którymi ludzie tam kiedyś myśleli. Tyle tylko, że ludzie, którzy weryfikowali w praktyce swoją sztukę, nie przywiązywali do tego większej wagi. Natomiast brak, czy mniejsza częstotliwość praktycznej weryfikacji powodowały, że nie dostrzegano bzdurności tych koncepcji i powielano je. Natomiast jeszcze raz podkreślam, że trzeba pamiętać, że to był zupelnie inny układ odniesienia niż u nas, dzisiaj.
>3. dążenia do stworzenia stylu uniwersalnego - rzecz niemożliwa do >wykonania, a owocująca nagromadzeniem nonsensownych technik, możliwych do >wykorzystania dopiero w wysokim stadium zaawansowania, albo w ogóle nie >mających zastosowania.
I to też nie za bardzo miało miejsce. To znaczy bywało i tak, ale większość styli nie powstała w taki sposób. Takie zjawisko jest bardziej charakterystyczne dla współczesności. Dzisiaj może sobie ktoś pouczyć się tego i tamtego i jeszcze czegoś, coś pooglądać na video i stworzyć "uniwersalny" styl. A tam było tak, że dostęp do nauczyciela był "reglamentowany". Bardzo rzadko zdażała się okazja do uczenia się różnych styli. Jeżeli, to dotyczyło to wymiany pomiędzy ludźmi, którzy coś reprezentowali i wiedzieli, że mogą się od siebie wzajemnie czegoś wartościowego nauczyć. Ale to zupełnie inne zagadnienie, nie mające wiele wspólnego z negatywnymi zjawiskami o których mówił Wang.
Ewentualnie dotyczyło to wymiany form i technik pokazowych przez "sztukmistrzów" - ludzi o których wspominał Wang - tacy, którzy zarabiali na życie po targach, demonstrując formy i sztuczki, ewentualnie "uczyli" naiwnych, na których te pokazy robiły wrażenie.
Główne przyczyny problemu, to rozpropagowanie na początku dynastii Qing "niby sztuki walki" w postaci estetycznych form (bo władze to popierały, a obawialy się normalnych sztuk walki), co spowodowało degenerację sztuki walki w następnych stuleciach. Sytuacjia może być trochę porownana do obecnej, gdy zwykła publika wyobraża sobie, że realna sztuka walki wygląda jak to co pokazują Jackie Chan, czy Jet Li. Więc tacy ludzie, gdy pójdą do szkoły kung-fu, która reprezentuje coś autentycznego, to im się nie spodoba. Natomiast gdy trafią do szkoły, gdzie uczą głupot, ale ładnie wyglądających - jak na filmach, to kupują ten szajs. Popyt na to rośnie, to coraz więcej "miszczów" to oferuje. Błędne, samonapędzające się koło.
Do tego trzymanie wiedzy (przez tych którzy ją posiadali) w tajemnicy przyczynialo się do pogorszenia sytuacji.
Zmieniony przez - dacheng w dniu 2004-07-28 00:10:51