LM: Gol, którego nie było
Wielka pomyłka w Lidze Mistrzów. Dzięki izraelskiej technologii rakietowej Anglicy sprawdzili, czy Luis Garcia strzelił w półfinale gola Chelsea. Okazało się, że nie. Liverpool awansował, choć w obu meczach nie padła żadna bramka.
Po 180 sekundach wtorkowego szlagieru w Champions League hiszpański skrzydłowy Liverpoolu kopnął piłkę w stronę bramki. Bramki opuszczonej przez golkipera Chelsea Petra Cecha, ale nie pustej. Futbolówkę znajdującą się w okolicach linii wybił Francuz William Gallas. Sędzia główny uznał gola, bo jego asystent Roman Slysko podniósł chorągiewkę.
Później Słowak kilkakrotnie powtarzał, że doskonale widział sytuację i jest w stu procentach pewny co do słuszności swojej decyzji. Piłkarze Chelsea protestowali: "Nie mógł wiele dostrzec, bo był zasłonięty". Ten incydent przesądził o ich odpadnięciu z najważniejszych klubowych rozgrywek.
Stacja SkySports, by poznać prawdę, użyła oprogramowania opartego na izraelskiej technologii rakietowej stosowanej do wyznaczania trajektorii lotu pocisku. Eksperci poddali obróbce kadr, na którym Gallas wybija piłkę, by wyodrębnić rzucany przez nią cień - w normalnej telewizyjnej transmisji niewidoczny dla ludzkiego oka. Następnie wprowadzili obraz do komputerowego programu Virtual Reality, który - opierając się także na parametrach stadionu - tworzy wirtualne boisko i umożliwia symulację dowolnego zarejestrowanego incydentu z nieskończonej liczby punktów widzenia.
Kosmiczna technologia dowiodła, iż piłka nie tylko nie przekroczyła całym obwodem linii (wtedy gola można uznać), lecz nie przekroczyła jej choćby minimalnie. Inna sprawa, że gdyby Slysko we wtorek bramkę anulował, to arbiter główny podyktowałby rzut karny dla Liverpoolu za to, że kilka sekund wcześniej bramkarz Cech sfaulował Milana Barosza. I gospodarze tak czy owak prawdopodobnie objęliby prowadzenie 1:0.
Tylko idioci i geniusze maja prawo do rozumienia dowcipow ...