O zwycięstwie nad Austrią trzeba jak najszybciej zapomnieć. Tylko pokonując w środę Walię w Warszawie reprezentacja Polski może realnie myśleć o awansie na mistrzostwa świata. Kadrowicze przyjechali do hotelu Sheraton dopiero w niedzielę około 20, po prawie czterogodzinnej podróży autokarem z Chorzowa.
Zmęczeni szybko poszli na kolację, a potem niektórzy z nich prosto do łóżek. - Jestem wykończony, muszę się wyspać - żegnał się z kolegami w hallu Marcin Baszczyński, który w sobotni mecz włożył bardzo wiele sił.
Jeszcze przed posiłkiem małe zamieszanie wywołał Jacek Bąk, któremu przydzielono pokój dla palących, w którym mimo odświeżenia, czuć było nałóg poprzednich lokatorów. - Kierowniku, ja tam spać nie będę, przecież tam chyba ktoś ognisko palił - żalił się zawodnik Al-Rayan, Krzysztofowi Roli-Wawrzeckiemu, który natychmiast rozwiązał problem. W dobrym humorze był Artur Boruc, który w środę wystąpi przed ulubioną warszawską publicznością. - Mam nadzieję, że kibice pomogą całej drużynie i na Łazienkowskiej rozpocznie się feta - mówi. - To prawda, najbardziej lubię grać na tym stadionie.
"I try to catch him right on the tip of the nose, because I try to push the bone into the brain." (M.Tyson)