"Doktor mówi"
Jak wyglądałaby rozmowa z twórcami koszykówki, dr. Jamesem Naismithem i dr. Lutherem Gulickiem? My wiemy jak. Zabawnie. Zapraszamy do lektury historycznego, ekskluzywnego wywiadu.
Kto jest najważniejsza osobą w historii koszykówki? To jedno z pytań, na które niezwykle trudno odpowiedzieć. Można powiedzieć, że Bill Russel i jego 11 tytułów mistrzowskich albo Wilt Chamberlain wraz z imponującymi zdobyczami punktowymi. Równie poważnie można wskazać Michaela Jordana, który zmienił styl gry i wyniósł koszykówkę na szczyty globalnej popularności. Jeszcze ktoś inny mógłby stwierdzić, że Dennis Rodman, choć byłaby to opinia chyba bardziej powiązana z kolorem włosów i tatuażami Dennisa.
Ale prawda jest taka, że koszykówka to nie tylko rzesza wspaniałych zawodników, to także trenerzy i innowatorzy. Każdy z tych ludzi wniósł w rozwój tej gry swój unikalny wkład. Gdyby jednak podjąć się próby wyróżnienia tych najważniejszych, to trudno byłoby znaleźć kogoś, kogo można by umieścić na równi z tandemem dr. Naismith i dr. Gulick. Bez ich pomysłowości, nie byłoby dzisiaj koszykówki i to wystarczy za argument. To Naismith wymyślił grę, a Gulick go motywował i podpowiadał. Od tego czasu, każdy kto marzy o karierze w tym sporcie, wyraża w swej grze swoją wdzięczność tym dwóm ludziom.
Gulick zmarł w 1918 roku, a Naismith w 1939, ale ich sława jako ojców koszykówki trwa aż do dnia dzisiejszego. Czy po ponad stu latach byliby ciągle dumni ze swego dziecka? Gdybyśmy mieli dzisiaj okazję porozmawiać z nimi, jak wyglądałby ta rozmowa?
Możliwe, że podobnie do poniższej...
Dziękuję wam obu za tę rozmowę.
Naismith: To przyjemność.
Gulick: Może raczej cud.
Rozumiem przez to, że nie udzielacie zbyt wielu wywiadów.
Gulick: Prasa wykazuje tendencję do skupiania swej uwagi na żywych. To rzeczywiście nietypowe wydarzenie.
Rozumiem. A więc minęło 109 lat odkąd wymyślona została koszykówka. Czy możecie opowiedzieć nam o samych początkach tej gry?
Naismith: Musiałem przenieść się do Springfield z mojego rodzinnego miasta Alamote, by studiować wychowanie fizyczne w International YMCA Training School (dzisiaj Springfield College). Wcześniej skończyłem studia teologicze na Presbyterian College w Montrealu, ale zawsze chciałem zajmować się sportem. Stąd moja decyzja. Miałem wtedy 31 lat i częścią egzaminu było uczenie i instruowanie innych studentów odnośnie różnych ćwiczeń sprawnościowych.
Gulick: A ja byłem wtedy dyrektorem tej szkoły. I muszę dodać, że to było całe dekady zanim Village People wyszli pierwszy raz na scenę. Sama praca w YMCA nie była zawsze zabawna. W zimie, w czasie długich miesięcy, wiało nudą. W lecie mieliśmy rozgrywki baseballu, a na jesieni sezon footballowy. W zimie pozostawały nudne ćwiczenia fizyczne i, wiadomo, że nie można z nimi przesadzać.
A więc potrzebowaliście czegoś, co w zimie zapobiegłoby utracie kondycji, a jednocześnie było ciekawe?
Gulick: Dokładnie. Wyzwaniem było wymyślenie gry, w którą grałoby się w hali, która byłaby ciekawa, łatwa i możliwa do uprawiania przy sztucznym świetle. Z różnych klas napływały propozycje, ale tylko dr. Naismith rzeczywiście poważnie podszedł do zagadnienia.
A jakie były te inne pomysły?
Gulick: Bardzo różne. Krokiet w konwencji full-contact, rzeźbienie w słoninie w stylu wolnym, tag-team trapeze (nie miałem pojęcia, jak to przetłumaczyć - przyp. Szak). Nic, co mogłoby zainteresować kogokolwiek poza telewizją kablową.
Wygląda na to, że część studentów podeszła do zadania nieco... niepoprawnie.
Naismith: Widocznie to był ich pomysł na zapisanie się na kartach historii. Ale tak, jak wtedy proponowałem, problemem nie są ludzie, lecz system, którego używaliśmy. Potrzebowaliśmy czegoś, co miałoby charakter rekreacyjny i w naturalny, instynktowny sposób pobudzało do gry. Ludzie byli niespokojni. Sam spróbuj spędzić zimę w Springfiled przesiadując ciągle na sali i wykonując żmudne ćwiczenia. Ten stan należało zmienić.
Czyli sytuacja wymagała rewolucyjnego pomysłu.
Naismith: Właśnie. Próbowałem wielu sposobów, nawet modyfikacji istniejących gier jak piłka nożna, rugby tak, by można było uprawiać je w hali. Ale żaden z tych pomysłów nie chwycił. Wyobraź sobie - halowa piłka nożna... Co za nonsens!
Hmm, ta gra właściwie... Nieważne. Kontynuuj proszę.
Naismith: Mój oryginalny pomysł był syntezą wielu istniejących już dyscyplin jak football, badminton, rugby, piłka nożna i gra, którą lubiłem jako dziecko, a która nazywała się "Kaczka na skale". Rozważałem użycie piłki footballowej, ale później odkryłem, że piłka nożna dawała się łatwiej chwytać i dryblować, bo noszenia piłki nie przewidywałem. Ale to, jak widzę, uległo zmianie. W każdym razie zapytałem szkolnego woźnego, starego Popa Stebbinsa, czy dałby mi kilka skrzyń, które służyć miałyby jako bramki w mojej grze. Otrzymałem dwie skrzynie po brzoskwiniach, z których usunąłem po jednej ściance.
Gulick: Była też sugestia, by usunąć po dwie ścianki z każdej ze skrzyń, by piłka mogła swobodnie przelatywać na wylot.
OK., ale wróćmy do Ciebie, dr. Naismith. Oczywiście od tych koszy pochodzi termin "koszykówka".
Naismith: Tak. Napisałem także reguły, których było 13 i miały na celu uczynić grę uczciwą. Teraz widzę, że ta trzynastka całkiem nieźle wytrzymała upływ czasu. Właściwie tylko przepis o nie trzymaniu piłki podczas biegu uległ przedawnieniu. Gdy się zastanowię, to dochodzę do wniosku, że w typowym meczu w NBA robi się więcej kroków niż na niedzielnej potańcówce.
Czy twoi studenci szybko zaakceptowali grę?
Naismith: Na początku mieli wątpliwości, ale szybko połknęli bakcyla. Było 18 uczniów w klasie, a 3 skrzydłowych, 3 centrów i 3 obrońców w każdej z drużyn. Wybrałem dwóch centrów, by skakali i wtedy rzuciłem piłkę między nich. To był początek pierwszego meczu koszykówki i koniec problemów ze znudzoną klasą. Gulick: To była doskonała koncepcja, która szybko zdobyła popularność. Koszykówka dała odpowiedź na wszystko, czego wymagało wychowanie fizyczne - wszechogarniające współzawodnictwo i aktywność, wymuszające używanie zarówno siły umysłu jak i siły fizycznej. Powiedziałem to wtedy, a teraz powtórzę "Dr. Naismith zasługuje na miejsce wśród budowniczych amerykańskiego systemu edukacji."
Mogę sobie wyobrazić jak obaj śledziliście ewolucję tej gry w ciągu tych stu-kilku lat.
Naismith: Oczywiście. Jedną z zalet Nieba jest to, że umożliwia monitorowanie tego, co dzieje się na Ziemi, zupełnie jak jakiś niesamowity system satelitów. Choć to duże uproszczenie dla śmiertelników.
Gulick: Prawda jest taka, że gra wymyślona przez dr. Naismitha rozwinęła się bardziej, niż mogliśmy to sobie wyobrazić. To, co miało być urozmaiceniem w czasie nudnej zimy, stało się znaną całemu światu grą. Zawsze gdy myślę o Hallu Sławy przypominam sobie tych wszystkich wspaniałych indywidualistów, którzy koszykówkę uczynili grą swego życia.
Naismith: To dla mnie wielkie wyróżnienie, gdy widzę jak moja prosta gra, znaczy tak wiele dla tak wielu. Najszczęśliwszym momentem w moim życiu było zobaczenie koszykówki jako dyscypliny olimpijskiej w Berlinie w 1936. Miałem wtedy możliwość spotkać się z trenerami i zawodnikami. Muszę przyznać, że bardzo się wtedy wzruszyłem.
Pewnie aż przechodzą was ciarki, gdy widzicie, że bilety na koszykówkę w wykonaniu olimpijskim są jednymi z najbardziej rozchwytywanych.
Gulick: Niewątpliwie. To doskonały sport olimpijski. Jak powiedziałem, głównym zamiarem było stworzenie gry, która angażowałaby zarówno umysł jak i ciało. Ta zasada to jeden z fundamentów prawdziwego sportu. Wszystko to czyni koszykówkę dyscypliną idealną z punktu widzenia olimpiady.
o efekt mogę dodać, że wasz sen przerodził się Drużynę Snów.
Neismith: cydowanie. Każdy pojedynek jeden na jeden jest dla mnie jak sen na jawie. To jest prawdziwa, czysta zabawa.
już mówiłeś, chodzi o zabawę. Możesz to rozwinąć?
Neismith: Wiele lat temu powiedziałem "koszyków to gra, w którą trzeba grać, a nie trenować." Ciągle w to wierzę. Nie ma wielu ludzi, którzy podzielają tę opinię. Spędziłem kilka lat trenując na Uniwersytecie w Kansas, ale bez sukcesów. Uczyłem innych gry, którą sam wymyśliłem, ale nie potrafiłem być w tym działaniu skuteczny. Mógłbym pomóc jedynie drużynie, która ma problemy z fundamentalną stroną gry. Dla mnie koszykówka to sposób na poprawę sprawności fizycznej poprzez przyjazną i zdrową konkurencję. Nigdy nie uważałem, że wygrana jest najważniejsza.
Więc twoją ulubioną drużyną jest...
Neismith: Los Angeles Clippers.
mi logicznie.
Gulick: Musisz zrozumieć, że dr. Naismith i ja widzimy w koszykówce jej esencję. Dla nas jest ona większa niż cała galaktyka, którą widzimy codziennie. Cieszymy się, że koszykówka zdołała się sama obronić przed presją zwyciężania, przetrwała presję ze strony innych dyscyplin, wojny, czasów kryzysów. Przetrwała to wszystko, ponieważ zachowała swoją istotę, którą wymyślił dawno temu dr. Naismith, czyli połączenie umysłu i ciała.
Naismith: Dr. Gulick i ja jesteśmy ponadto dumni, że koszykówka jest zarówno dyscypliną do uprawiania i do oglądania. Kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy, wszyscy mogą się nią bawić. Jednym gra pomogła w poprawie stylu życia a innym w zdobyciu wykształcenia. To coś więcej niż inne dyscypliny.