Honor, zasady - chowaj do plecaka

dzieki chłopaki <wzruszony> tyle dobrego...,chyba zmienie orientacje

zainteresujesz sie kobietami ?

LL

Dobra panowie bo jedziemy nie na temat.

Hmm troche mnie ten artykul zmartwił. Należy jeszcze pamietac o jednej rzeczy, napierodlic komus tak zeby wyłączyc go z "uzytku publicznego" to tylko tak ladnie brzmi w teori, takie na******lenie komus prawie zawsze bedzie mialo tragiczne skutki na zdrowiu tego drugiego czlowieka i mozna wylapać, ale 10 lat w dupe. Nikt nie będzie pytał potem kto zaczą jak bylo, bedzie sie liczylo ze kolesia połamaliscie i jest np kaleką albo fikną bo złamaliscie mu kość czaszki czy trafiliscie w szyje. Nad tym tez radze pomyslec. Niestety s****ysyna nie da sie poznac po wyglądzie wiec nie wiemy do konca kto nas po przegranej walce sprzętem oprawi, ale elimunując kogos calkowicie jak to ktos wyzej napisal stawia nas przed mozliwoscia poniesienia ZA***ISTYCH konsekwencji, od pierdla po zemste na rodzinach znajomych itp

Zmieniony przez - Bahamut w dniu 2006-04-16 19:55:17

Kiedy pisalem o "wylaczeniu" przeciwnika - nie chodzilo mi wylaczenie z "uzytku publicznego" (zabicie/zrobienie z niego kaleki"). Chodzi raczej o calkowite odebranie woli walki, dominacje zarowno fizyczna jak i psychiczna (cos zlamac/wylamac - nie trzeba kopac po glowie). Ale wiadomo - to tylko takie teoretyzowanie. "Czerwona linia" bywa naprawde cienka. Trzeba sobie zdawac sprawe z zagrozenia - jesli juz przyjmujemy walke zamiast uciekac.

zainteresujesz sie kobietami ?

o kurde,wydało się.No to żeś mnie załatwił...

A wracając do tematu. Łatwo tak sie mówi że można by komuś odebrać ochote do walki,ale spróbować tego dokonać tak zeby nie uszkodzić za bardzo przeciwnika to już jest sztuka...ktoś kiedyś napisał że można by unieszkodliwić go tak zeby poczuł ból odbierajacy mu ochote do walki...no fakt,ale do tego trzeba dobrej techniki,czyli kilku lat treningu,a i tak nie moźna być na 100 % pewnym że sie nie wyłapie "przypadkowej" bomby po której odpłyniemy...
generalnie zgadzam sie z tematem choć nie w sposób jak przedstawił to mój przedmówca

ogólnie rzecz biorąc to są poważne dylematy, a jednoznacznych odpowiedzi nie ma. Praktycznie ma się to tak, że albo mamy szczęście, albo nie, ponieważ czynników wpływających na daną sytuację jets za wiele, aby uogólniac. Piszecie, że należałoby złamać przeciwnikowi nos lub palce - i tak jeden ze złamanym nosem odejdzie "z płaczem", a inny wstanie znacznie bardziej rozjuszony (aczkolwiek niewatpliwie takich jest mniejszość). Znowu się wszystko sprowadza do danej sytuacji.

nota bene ta zamienność czynników na ulicy i ich nieprzewidywalnośc, powoduje, że nie mam siły odpowiadać na te wszystkie podobne posty - no bo cóż można doradzić? dobrze że x-ray cierpliwie się stara.