W roku 2005 w ich posiadaniu były 2 pasy PrideFC, zdobycie dwóch kolejnych w Bushido zdawało się być całkowicie w zasięgu, a zwycięski bilans w konfrontacjach z Brazilian Top Team był ukoronowaniem ich sukcesów. W roku 2005 Chute Boxe całkiem obiektywnie patrząc było najlepszą drużyną świata w tym sporcie.
Pierwsze półrocze 2006 roku dobiega końca i sytuacja rysuje się zgoła inaczej. Przyjrzyjmy
się poszczególnym wydarzeniom, które rzutują na całokształt sytuacji.
Największa obecnie gwiazda CB - Mauricio „Shogun" Rua - jest poza rozgrywką. Kontuzjowany w walce z Markiem Colemanem pozostanie jeszcze jakiś czas poza ringiem. W żadnym wypadku sytuacja ta nie ujmuje Shogunowi chwały, ani nie twierdzę, że świadczy negatywnie o umiejętnościach tegoż. Jednak pozostaje prosty fakt do odnotowania - Shogun w tym roku nie będzie sławił imienia swojej drużyny na ringach Pride.
W Wielkim Małym Grand Prix Bushido w 2005 [podwójne GP dwóch najniższych wag - przyp. red.] CB wypływało na nowe wody. Od tamtej pory czterech ogromnie utalentowanych i utytułowanych zawodników walczyło w lightweight i welterwieght: Daniel Accacio, Jean Silva, Luiz Azeredo i Murilo Rua. Początki jednoznacznie wskazywały na to, że droga do dwóch nowych pasów stoi otworem, jednak dziś po pierwszej rundzie kolejnego GP Bushido, wbrew owym „początkom" z przykrością stwierdzam, że „nowe wody" pochłonęły reprezentację Cuiritiby, a podsumowawcze słowo klucz to „ubój".
Daniel Accacio po przegranej z Akihiro Gono nie pojawił się więcej w Pride. Jean Silva był o krok od poddania przez Takanoriego Gomi. Luiz Azeredo stracił szansę pretendowania do czołówki Pride po swej drugiej walce z Gomim. Sytuację tą należałoby tu nieco przybliżyć. W pierwszej rundzie GP Lightweight 2005 zwycięzcy pierwszej walki toczyli jeszcze następną o wejście do finału. Luiz Azeredo swoją walkę wygrał ledwie kilkoma uderzeniami natychmiast nokautując swojego przeciwnika, podczas, gdy Takanori Gomi walczył z Tatsuyą Kawajirim. Byli tacy, którzy uznawali pojedynek dwóch Japończyków za przedwczesny finał. Do walki „Azeredo - Gomi 2"[ich pierwsze starcie wygrał Gomi przez KO - przyp. red.] ten pierwszy wyszedł bez obrażeń i niezmęczony, a mimo to został pokonany(wygrana jednogłośną decyzją Gomiego) w bardzo dominującym stylu.
Gwoździem do trumny była kolejna walka Luiza, w której został on znokautowny przez Joahima Hansena.
Pielgrzymka po wagach.
Zdecydowałem się zatytułować tak oddzielny akapit, który dotyczy Murilo „Ninja" Rua, ponieważ przez ostatnich kilka lat obserwowaliśmy dość ciekawe zjawisko w jego wykonaniu. Od 2004 roku stoczył 6 walk kolejno w middle-heavy-middle-wealther’weight. Oprócz dwóch walk z ludźmi zdecydowanie z poza czołówki, pozostałe 4 przegrał. Prawdę powiedziawszy w całej jego karierze jedyne znaczące zwycięstwo to walka z Mario Sperrym, ale ostatnie dwa i pół roku przedstawia się dosyć smutno. Wydaje mi się, że to desperackie poszukiwanie swojej wagi ma na celu jedynie utrzymanie posady zawodnika Pride i obawiam się, że po miażdżącej porażce z Filho walka z Kangiem miała być ostatnią szansą. Biorąc pod uwagę to, że Kang zwyczajnie zmiótł Ninję z ringu, to możemy go przez dłuższy czas nie zobaczyć w Pride. Prędzej spodziewałbym się go ujrzeć w Cage Rage, gdzie po miażdżącej serii porażek trafił jego kolega z ekipy Nino Schembri(również przegrywając swój debiut pod szyldem CR).
Również Wanderlei Silva ma swój udział w tym wszystkim. Jego przegrana z Ricardo Aroną położyła kres pewnemu mitowi. Silva po raz pierwszy odkąd został mistrzem middleweight w Pride został pokonany przez zawodnika swojej wagi. Rewanż, który był już dla niego zwycięski(niejednogłośna decyzja) pozostawił tak naprawdę więcej pytań, niż odpowiedzi, bowiem zależnie od koncepcji sędziowania mogło to być również kolejne zwycięstwo Arony.
Chociaż poza walkami z Aroną Silva jest na ogół triumfatorem, to jednak może właśnie zmierzać do kolejnej przegranej. Jego uczestnictwo w Open Weight Grand Prix skazuje go na walkę z samymi zawodnikami wagi ciężkiej. Wedle krążących plotek jego pierwszym przeciwnikiem będzie Antonio Rodrigo Nogueira- obecny numer dwa wagi ciężkiej - co z dużym prawdopodobieństwem oznacza, że będzie pierwszym i ostatnim w tym grand prix. Nogueira przez ostatnie 6 lat przegrywał tylko z Fedorem Emelianenko. Dla Nogueiry starcie z dobrym uderzaczem nie jest niczym nowym i „na papierze" jest to wyjątkowo niewygodny przeciwnik dla Wanderleia. Jeśli Wand pozwoli zdominować się Nogueirze w parterze, może zostać poddany, a to będzie oznaczało pierwszą przegraną przez poddanie w jego karierze.
Bez zbędnego dramatyzmu nie wietrzę tu jakiejś czarnej przyszłości dla Chute Boxe, jednak nie da się ukryć, że sprawy nie idą po ich myśli. W każdej kategorii wagowej napotykają problemy i ciężko wywalczona opinia wiecznie zwycięskiej drużyny rozmyła się już całkowicie. Co gorsze dla CB w miarę przybywania przegranych, zmniejsza się ich reprezentacja w Pride. Niedługo zobaczymy debiutującego tam Evangelistę Santosa, choć nie jest jeszcze do końca pewne w jakiej wadze będzie walczył, ale ważne, że zasili szeregi Chuteboxerów w Pride. Nie należy też zapominać, że w przyszłym roku, jeśli nie pod koniec obecnego, do akcji wróci Shogun.
Każda kolejna gala udowadnia, że w MMA może zdarzyć się wszystko i możliwe, że fortuna znów spojrzy łaskawym okiem na Akademię Chute Boxe i będzie ona świecić triumfy, czego im serdecznie życzę.
info z :http://www.mma.pl/news.php?id=239
http://www.sfd.pl/temat279968 - Wejdź i przyznaj SOG'a
*** Mafia Ślązaqf ***