Duzo gorzej jest w druga strone. Jesli sie uczyles techniki WC, to po zalozeniu rekawic nie jestes w stanie nawet w powietrze i bez przeciwnika poprawnie ulozyc tak samo rak jak sie uczyles, nie mowiac juz o wykonaniu - chocby w powietrze - calkiem podstawowych technik. Tam sie po prostu zupelnie inaczej uklada dlonie, przedramiona, garde i wszystko. Nie daje sie w rekawicach robic poprawnie wingczuniastych blokow. Nie daje sie robic waznych ciosow - podstawa dloni, kantem dloni, koncami palcow w oczy itd. Ciosow, ktore sa bardzo wazne w ich kombinacjach. Nie mozesz zrobic ciosu, to Ci cala kombinacja wypada. Poza tym uderzenia w WC nie sa robione ze skretem ramion i dolozeniem bioder. Sa krotkie i szybkie. Szybsze od bokserskich ale slabsze. Takie ciosy dzialaja calkiem sensownie w serii i bez ochraniaczy, ale w rekawicach i kaskach one nie maja swojej skutecznosci. Zas bokserskie jak nabardziej wtedy maja skutecznosc i w efekcie w rekawicach wingczunista po prostu bije za slabo, zeby boksera zatrzymac. Podstawa WC to jest szybkosc uderzenia - np. szybkosc serii tzw. uderzen lancuchowych - co w rekawicach, przy bezwladnosci ciezaru przyczepionego do konca reki sie traci i lancuch uderzen wtedy jest polowe wolniejszy.
Z tego co widzialem u Didiera (za szkole Tinga sie nie wypowiadam bo nie wiem jak u nich z tym jest) uzywa sie w WC workow bokserskich i tarcz i na nich cwiczy sie ciosy z pelna sila. Natomiast sparing bez rekawic cwiczy sie kontrolujac sile ciosu. Tyle, ze troszke inaczej to wyglada niz tzw. klepanki na plaskacze. Przynajmniej p o w i n n o to inaczej wygladac.
Tu dygresja.
W 99% sekcji roznego karate czy kung fu ktore widzialem czas poswiecony na cwiczenie walki bez rekawic jest po prostu tracony. Nawet wiecej - jest to antytrening. Oduczanie walki, a nie uczenie. Ludzie stoja naprzeciw siebie i staraja sie dotknac czy klepnac sie nawzajem jakby mieli na ubraniach czujniki na dotkniecie i zdobywali punkty jak we florecie. Typowe takie cwiczenie bo ja wiem czego...refleksu w lapaniu much chyba. Tak zwane "plaskcze" albo "liscie". Czyli kompletny bezsens oparty na zasadzie utraty honoru kiedy ktos mnie dotknie koncem palca w policzek, a zyskania kiedy ja go pstrykne w ramie. A wszystko z totalnym obledem w oczach i na zasadzie takiej, ze jak reka "uderzasz" to od razu cale cialo do tylu ucieka, coby samemu nie zostac "uderzonym" w rownie miazdzacy sposob. Kiedys jak poszedlem na jedna sekcje sie posprawdzac, to koles mi sprzedawal takie pseudo lowkicki ucieczkowe - klepal mnie noga w noge i cala wstecz. Nic mi to nie robilo, ale po paru minutach to juz mialem mord w oczach i musialem przestac, bo stwierdzilem ze zaraz mu naprawde dam w baniak. W ogole nie dawalo sie nawiazac walki, bo koles robil machniecie i uciekal. Jakby gral w berka. Wszyscy tam tak robili. Jak sie cos takiego widzialo, to nie dziwne, ze pozniej sie czlowiek smieje kiedy slyszy, ze sie gdzies nie uzywa rekawic. Tymczasem trening tego rodzaju powinien polegac na wyprowadzaniu pod kontrola k o n k r e t n y c h t e c h n i k w konkretne miejsca. Tak zwane "klepanki" to jest totalne nieporozumienie. No i znowu - z bokserska technika jest to trudniejsze, bo przy ciosach z pelnym skretem kiepsko sie jest zatrzymywac przed celem. Wingczuniaste techniki sa do tego idealne. W praktyce wiele chyba zalezy od nauczyciela. Ja kiedys sparowalem pare lat temu z jednym starym wingczunista jeszcze od Szymankiewicza. Przyszedl do nas na sale niby z polecenia (wtedy jeszcze nie mielismy otwartej sekcji i nie kazdy mogl przyjsc) ale zaczal tak wlasnie "machac" do mnie lapami zamiast walczyc. Raz wszedlem mu za lokiec, wyprowadzilem lape na twarz, zatrzymalem...nic nie zauwazyl. Po prostu mnie klepnal w brzuch koncami palcow kiedy trzymalem mu te reke przed nosem prawie sekunde. Za drugim razem to samo, a juz mu zatrzymalem nakadaka ken na skroni i tez trzymam, trzymam...nic. Kopa tylko dostalem w piszczel za to trzymanie lapy. Totalny chaos i trzepanie kogla mogla. Za trzecim razem juz lekko lokiec dociagnalem mu do zebra. No to jak go przytkalo, to zamiast choc spojrzec czym dostal to mnie zlapal za reke i probowal podciac. Co oczywiscie sie nie udalo. Paranoja. Zero spokoju. Zero skupienia...trzepanie. W koncu stracilem cierpliwosc i wyprowadzilem uderzenie na twarz prawie do konca - na jakies 60%, zeby wreszcie zaczal patrzec co sie dzieje i uwazac. No to sie wywalil, bo w oko dostal, limo podbite na maksa...Ale juz widze, ze nie zacznie walczyc jak trzeba, tylko sie obrazi. No i tak bylo. Wstal i mowi "ja z toba nie cwicze bo jestes nienormalny". Usiadlem z nim i tlumacze, pokazuje...a on "tak, ale najwazniejsza jest szybkosc. Miales fuksa." W ogole jakbysmy mowili innymi jezykami. Tak jakby sie mu nie miescilo w glowie, ze mozna wykonac konkretna akcje w konkretne miejsce technicznie i wiedzac co sie robi. No i sie obrazil chyba bo wiecej nie przyszedl. Ale na tej tasmie od D. tak nie bylo. W kazdym razie z tym WC vs. boks, to nie bylbym taki do konca pewny jak jest. Chetnie bym zobaczyl pare walk. Naprawde nic nie bylo?
Pawel Drozdziak
http://www.hoenkai.z.pl