SFD.pl - Sportowe Forum Dyskusyjne

Kolejne rewelacje o zmianie trenera

temat działu:

Piłka Nożna

słowa kluczowe: , , ,

Ilość wyświetleń tematu: 4066

Nowy temat Wyślij odpowiedź
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 19 Napisanych postów 10067 Wiek 32 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 27778
Beenhaker bedzie dobrym trenerem

Scio me nihil scire. - Sokrates

We will never die, because we are UNITED !

...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 142 Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 1543
może troche nie na temat ale ilustruje dogłębnie sytuację piłki nożnej w polsce po mistrzostwach


artykuł o listkiewiczu:

Prezes Miś

- Odejdź, Listek, odejdź - skandowali kibice podczas powitania reprezentacji na Okęciu.
Łatwo powiedzieć, trudniej wymusić. Na razie prezesa PZPN chroni sojusz z PiS i Samoobroną.
"Kompromitacja by była wtedy, gdyby wyszli na boisko i ściągnęli spodenki". To słowa Michała Listkiewicza, prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, po mundialu. Nie sprzed 10 dni, ale sprzed czterech lat. Czasy się zmieniają, ale poziom polskiej piłki i tłumaczenia jej szefa nie.

14 lipca, po posiedzeniu zarządu PZPN, okaże się, czy zmieniają się również metody Listkiewicza. Po przegranych mistrzostwach w Korei rzucił na pożarcie trenera Engela. Teraz czas na Janasa. Sam trwa już siedem lat i jeden dzień. O jego szybkiej dymisji można tylko pomarzyć.

- Do 8 grudnia, kiedy rozstrzygnie się, czy Polska i Ukraina zorganizują mistrzostwa Europy w piłce nożnej, Listkiewicz jest nietykalny - mówi prawicowy poseł blisko związany ze światem piłkarskim. Potwierdził to ostatnio premier Marcinkiewicz, który oświadczył, że rząd będzie interweniował dopiero "w grudniu, po decyzjach dotyczących mistrzostw Europy". - PiS nie przepada za Listkiewiczem, ale rząd i Polacy potrzebują sukcesów. A czy można mieć większy niż organizacja wielkiej imprezy piłkarskiej? - pyta poseł sportowiec.

Prezes PZPN zadbał również o zaplecze polityczne. Mianował wiceszefem wydziału zagranicznego PZPN europosła Ryszarda Czarneckiego, zdobywając poparcie Samoobrony.

A jak odpadniemy z organizacji mistrzostw, Listkiewicz wróci do swoich przećwiczonych argumentów. - Ingerencja rządu w personalia i działanie PZPN jest niemożliwa i natychmiast wywoła reakcję FIFA, która nas zawiesi, i skończą się występy na arenie międzynarodowej - ostrzega w rozmowie z nami.

Wojna futbolowa

Szefem PZPN został w 1999 roku. - To była gra na kilku poziomach. Myślałem, że wiem, o co chodzi, ale i mnie wyślizgali - żali się były działacz PZPN. Chodziło o pozbycie się Mariana Dziurowicza, od 1995 roku żelaznego szefa PZPN. Listkiewicz dostał od niego tekę sekretarza związku, bo miał kontakty z szefem FIFA. Świeżo po wyborze zapewniał w "Przeglądzie Sportowym": "Jeśli wypali mi sekretarzowanie, to chyba byłbym nie najgorszym kandydatem na prezesa. Nie ma mowy oczywiście o wygryzaniu Dziurowicza".

Ale słowa nie dotrzymał. Cztery lata później, gdy AWS-owski minister sportu Jacek Dębski próbował odwołać władze PZPN, Listkiewicz zabezpieczał tyły. W lutym 1999 roku pisemnie poprosił o zwolnienie z funkcji sekretarza w związku z propozycją pracy na Węgrzech. - To był majstersztyk, bo rezygnując z odpowiedzialności sekretarza, nie zrezygnował z zasiadania w prezydium. Nie zamknął sobie drogi do fotela prezesa - wspomina działacz PZPN.

Dziurowicz chyba do końca nie był świadom, z jakim przeciwnikiem musi walczyć i kto wynosił kwity na PZPN do Dębskiego. - Jeździłem po Polsce i badałem teren, podobnie jak Eugeniusz Kolator i paru sędziów - opowiada były działacz sportowy. - Oficjalnie graliśmy na Kolatora albo Bońka. Oni przyjmowali na siebie atak. Doholowali Michała do zjazdu i w ostatniej chwili się wycofali.

Zostali potem wiceprezesami. Listkiewicz dostał 99 głosów, Dziurowicz - 57. Ataki Dębskiego ustały, a nowy prezes obiecał profesjonalizm, uczciwość, oszczędności i lobbing w sprawie budowy stadionu narodowego. - Profesjonalizm w jego wykonaniu oznaczał, że przestał pracować społecznie, tylko za pensję - mówi były kolega Listkiewicza. - Oszczędności to były cotygodniowe zgrupowania kadry w hotelu Sobieski, bo nie stworzył ośrodka szkoleniowego. A jak skutecznie lobbował za stadionem narodowym, każdy widzi.

Arbiter na kredyt

Babcia, która pod nieobecność zapracowanej matki wychowywała Michasia, chciała, żeby został pianistą. Rodzice - reżyserka teatralna i aktor - wręcz odradzali mu piłkę, sport dla prostych i biednych. Ale on się uparł. Jeszcze na studiach hungarystycznych, które skończył na Uniwersytecie Warszawskim.

- Miś, bo już na studiach tak się na niego mówiło, był jednostką ambitną. Próbował sił w koszykówce, ale tam nie było pieniędzy. Piłka nożna to było wtedy coś. Ale jego piłkarskie możliwości skazywały go na trzecią, w porywach drugą ligę. Dlatego postanowił zostać sędzią - wspomina kolega ze studiów.

Tuż po studiach Misio dostał etat dziennikarza w warszawskiej redakcji "Sportu". Zaczynał jako chłopiec na posyłki - na polecenie szefa biegał do monopolowego po wino i piwo. Skończył z tym zawodem w 1989 w tygodniku "Tak i Nie", któremu szefował były asystent I sekretarza PZPR Edwarda Gierka.

W 1973 roku zrobił uprawnienia sędziowskie. Pięć lat później pojechał na zgrupowanie pod Poznaniem. Trzech najlepszych miało wrócić z uprawnieniami do sędziowania drugiej, a w perspektywie pierwszej ligi. - Zajął 11. miejsce. Ale pisał błagalne listy do szefa sędziów Stanisława Eksztajna i pomogło - mówi znany polski sędzia. Janusz Eksztajn, syn Stanisława, po chudych latach finansowych obecnie chwali sobie pracę przewodniczącego Wydziału Gier i Ewidencji w Mazowieckim Związku Piłki Nożnej. - I dlatego żadnych listów do ojca pokazywał nie będę. Jak skończę 65 lat, to możemy pogadać. Na razie mam 58 - ucina.
Listkiewicz wspinał się krok po kroku. - W 1984 roku, miesiąc przed końcem kadencji, ówczesny przewodniczący Polskiego Kolegium Sędziów Henryk Steuer powiedział: "Zrobię z ciebie międzynarodowego arbitra na kredyt. Nie zawiedź mnie" - wspominał Listkiewicz w "Gazecie Wyborczej". Chwali się, że dwukrotnie sędziował na mistrzostwach świata. Zapomina dodać, że jako sędzia liniowy. Ale jako jedyny Polak dotarł do finału mistrzostw świata - w 1990 roku we Włoszech.

Kryształowy prezes

Pod koniec lat 80. wśród piłkarskich działaczy krążył żart, że większość sędziów bierze, ale tylko jeden jest kryształowy - Listkiewicz. - Miś stawał na głowie, żeby sędziować na Śląsku, bo miał tam zaprzyjaźnioną fabrykę kryształów - wspomina były sędzia.

- To wierutne kłamstwa. Niczego wartościowego nie brałem. Do sądu z tym nie pójdę, bo już zmęczony jestem tymi sądami - mówi nam Listkiewicz. Ale kilogramami wywoził kryształy za granicę. - Tak budował swoją pozycję wśród zagranicznych działaczy - dodaje sędzia. "To były prezenty. Ja tego nie wymyśliłem i nadal sędziowie wożą gospodarzom meczów jakieś drobiazgi" - tłumaczył prezes w "Piłce Nożnej".

- Przed 1 lipca 2003 roku przyjęcie "prezentu" przez sędziego sportowego nie było przestępstwem, co najwyżej ukrywaniem majątku - łumaczy sportowy prawnik.

Listkiewicz w każdym wywiadzie podkreśla, że "jako prezes nie ma sobie nic do zarzucenia". Inni za to mają.

W 2003 roku "Rzeczpospolita" napisała, że rok po objęciu funkcji prezesa PZPN został jednym z właścicieli firmy budowlanej Pol-Waz z pensją ponad 14 tysięcy złotych. Miał dla niej szukać zleceń w środowisku sportowym. Biznesowa przygoda zakończyła się w niejasnych okolicznościach. Najpierw odwołano prezesa spółki. Potem nowy szef, prywatnie bliski kolega Listkiewicza, przeniósł cały majątek do innej firmy. Były prezes spółki twierdził, że został odwołany dzięki sfałszowaniu dokumentów. Oddał sprawę do prokuratury. Śledztwo umorzono.

Rok temu były właściciel Lecha Poznań Ryszard Górka opowiedział w "Fakcie", jak przekupywał Listkiewicza. W 1992 roku miał on wziąć od niego 15 tysięcy dolarów na łapówki dla sędziów. Miał też obiecać Lechowi awans do Ligi Mistrzów."Fakt" wydrukował oświadczenie, z którego wynikało, że Listkiewicz, wówczas sędzia FIFA i wiceprezes PZPN do spraw międzynarodowych, wziął od Górki 21,5 tysiąca złotych "na zakup sprzętu sportowego dla KKS Lech". Listkiewicz zapowiedział pozwanie Górki do sądu. Nie uczynił tego do dziś. - Nie przysłał nam nawet sprostowania - mówi Dariusz Łuszczyna, dziennikarz sportowy "Faktu".

Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi postępowanie w sprawie działaczy PZPN. Zawiadomienie złożył były szef związkowej komisji etyki Jan Tomaszewski. - Postępowanie dotyczy nieprawidłowości przy zawieraniu umów na transmisję meczów reprezentacji Polski oraz sfałszowania statutu - mówi Renata Mazur, rzeczniczka prokuratury.

Według Tomaszewskiego nieprawidłowości polegają na tym, że PZPN zgodził się zapłacić pośrednikowi, niemieckiej firmie Sportfive, aż 29-procentową prowizję, czyli 4,5 miliona złotych. - Normalne stawki to 5-8 procent - twierdzi słynny bramkarz. Z kolei zmian w statucie dokonało prezydium PZPN, a nie walne zgromadzenie delegatów. Działacze uchwalili, że każdy z 52 członków obecnego zarządu PZPN ma prawo do uczestniczenia w kolejnym zjeździe związku i wyborach na prezesa.

Strategia na przetrwanie

Mimo to pozycja Listkiewicza w PZPN jest niepodważalna. Od początku jego kadencji najbardziej wpływową grupą w związku są sędziowie i działacze terenowi, na których prezes chucha i dmucha.

- Mówi to, co rozmówca chce usłyszeć. Pochwali, poklepie po plecach i oczywiście zawsze da jakiś gift - mówi pewien znany prawicowy polityk od lat związany ze sportem. Promowanie sędziego z danego terenu, jakiś order, zorganizowanie meczu czy pomoc sprzętowa i już działacze patrzą inaczej na centralę.

Od kiedy Listkiewicz stanął na czele związku, związkowe zjazdy nie odbywają się w siermiężnych salach na peryferiach, ale w wytwornych wnętrzach najdroższych stołecznych hoteli - ostatnio w Sheratonie. Każdy delegat ma nocleg na poziomie oraz jedzenia i picia, ile dusza zapragnie. - Najdroższa czarna whisky i oryginalny szampan roznoszony w wielkich kielichach przez długonogie panienki. Byłem na wielu zjazdach, ale czegoś takiego nigdy nie widziałem - opowiada urzędnik państwowy, który niedawno był na jednej z imprez.

Przed zjazdem PZPN w ubiegłym roku do Wiednia wyjechała prawie setka działaczy na mecz Polska-Austria. Prasa pisała potem o działaczu biegającym w stanie euforii po hotelu w samych majtkach. - To kłamstwa. Nie biegał w majtkach, tylko zawinięty w hotelowy koc. I nie po hotelu, ale po mieście - prostuje jeden z działaczy. Wyjazd był udany, przeciw Listkiewiczowi głosowały potem trzy osoby.

Prezes opanował do perfekcji podpieranie się autorytetem innych. Gdy rok temu prezes GKS Katowice Piotr Dziurowicz opowiedział o korupcji w polskiej piłce, podniosły się głosy żądające dymisji Listkiewicza. Wtedy prezes PZPN zwołał konferencję prasową, na którą ściągnął schorowanego Kazimierza Górskiego. Obiecał zmiany, które uzdrowią system sędziowski. Te, które zapowiedział już w 1999 roku.

Za każdym razem, gdy atmosfera zaczyna gęstnieć, zachowuje się podobnie - albo jest akurat za granicą, albo zwala winę na innych. Gdy w 2005 roku zarzucono Zagłębiu Lubin, że kupowało mecze, zdziwiony Listkiewicz odsyłał dziennikarzy do współpracowników, bo "nie może wszystkiego brać na siebie jako prezes, nie jest przecież prawnikiem z wykształcenia". Nie odpowiada za klęskę polskiej reprezentacji na mistrzostwach świata. Bo - jak twierdzi - odpowiada tylko za sprawy organizacyjne, a na szkoleniu się nie zna. - Zrobię wszystko, żeby dokończyć kadencję, bo to jest sprawa mojego honoru - zapewnia.

źródło - Przekrój
...
Napisał(a)
Zgłoś naruszenie
Początkujący
Szacuny 0 Napisanych postów 233 Wiek 35 lat Na forum 18 lat Przeczytanych tematów 4474
ok trener jest doswiadczony uznany na arenie europejskiej itd itp ja w kazdym razie nie jestem przekonany co do niego.. czy zdziala wiecej niz polscy trenerzy? przeciez z orłow nie zrobi nagle super grajcarow..poczekamy zobaczymy..

Siła bez sprawiedliwości to przemoc..sprawiedliwość bez siły to nieudolność..
Masutatsu Oyama

HALA MADRID!

Nowy temat Wyślij odpowiedź
Poprzedni temat

hymn brazyli

Następny temat

Niemcy-Argentyna

WHEY premium