Artykuł ok, jeżeli przepisany to dobrze że się tu znalazł. Na treningu piję wodę, ale na marszobieg w górach polecam przepis terenowy, nie wiem na ile procent to izoton ale działa. Jeżeli jesteście w czystej okolicy obfitej w źródła a jest lato i zakładacie duże
tempo i minimalne obciążenie to z mojej praktyki:
mała piersiówka brandy lub rumu, ja stosowałem Stocka,
pojemnik na wodę, najlepiej w cienkim futerale termicznym
słodkie cukierki miętowe lub anyżowe
zaplanować trasę w pobliżu lokalnych źródeł, następnie uzupełniac w nich zapas wody dolewając 1/5 brandy. Pic drobnymi łykami podczas marszu, dodając każdorazowo miętówkę.
Nie wiem dlaczego ale daje rozpęd, a o zmęczeniu nawet się nie wspomina. Stosowałem podczas całodziennych wypraw i działało, jak ktoś szuka takich terenów ze źródłami to polecam okolice Krościenka i Szczawnicy na początek.
Jak ktoś nie ufa źródełkom to może wziąść wodę źródlaną ze sobą, ważne żeby nie była moczopędna jak niektóre wysoko mineralizowane wody tylko zbliżona składem do naturalnej wody ze źródła może być woda żywca, najlepiej mocno schłodzona i w futerale termicznym.
Oczywiscie zakładam zdrową kolację po powrocie do bazy, uzupełniajacą niezbędne składniki pożywienia.