Fot. DMITRY LOVETSKY AP
Morsy chętnie wskakują do przerębli wierząc, że dzięki temu zyskują odporność i energię życiową. Naukowcy teraz dali im też nadzieję na dłuższe życie. Na zdjęciu: zima 2004, kąpiel na przedmieściach Petersburga przy 9 stopniach poniżej zeraZa utrzymanie prawidłowej temperatury ciała człowieka odpowiada podwzgórze - ukryte głęboko pod korą mózgową. Jest ono naszym termostatem normalnie ustawionym na 37 st. C (jak u wielu ssaków). Chyba, że atakują nas bakterie czy wirusy i zmagamy się z gorączką. Termostat zostaje wtedy rozregulowany przez substancje (wytwarzane przez mikroby) zwane pirogenami. Docierają one z krwią do podwzgórza, które nakazuje organizmowi przyspieszyć metabolizm (by wytworzyć więcej ciepła) oraz obkurczyć obwodowe naczynia krwionośne (by zmniejszyć utratę ciepła przez skórę). Jeśli to wciąż mało, dodatkową ilość ciepła da się "wycisnąć" z drżenia mięśni, które odczuwamy jako dreszcze.
Z chwilą powrotu do zdrowia temperatura wraca do normy. Ale dlaczego to musi być właśnie 37 st. C? Czy to rzeczywiście optymalna temperatura dla zdrowia i rozwoju ciała? Niekoniecznie, przynajmniej jeśli chodzi o długość ludzkiego życia - sugerują wyniki pracy opublikowanej we wczorajszym "Science".
Chłodna krew, gorąca głowa
Naukowcy pod kierunkiem Bruno Conti ze Scripps Research Institute w La Jolla w Kalifornii (USA) za pomocą metod biotechnologicznych ochłodzili na stałe krew badanych myszy od 0,3 do 0,5 st. C. W jaki sposób? Wyhodowali zwierzęta, które produkowały bardzo duże ilości białka UCP-2 w niektórych neuronach. Białko to nakłania mitochondria (komórkowe elektrownie), by zamiast spełniać swój obowiązek, czyli produkować energię, zaczęły ją uwalniać w postaci ciepła. Tam więc, gdzie zachodziła intensywna produkcja białka UCP-2 (tj. w podwzgórzu), powstał maleńki grzejnik. Ocieplenie przenosiło się także w okolice termostatu, a ten - oszukany - uznał, że podniosła się temperatura ciała, więc natychmiast wydał polecenie jej obniżenia. Myszom schłodziła się krew. Jakie były tego konsekwencje?
Okazało się, że żyły dłużej - samce o 12 proc., a samice nawet o 20 proc. Zyskały zatem dodatkowe trzy miesiące życia, a średnio żyją 27 miesięcy.
Co ważne, jadły tyle samo co ich cieplejsze krewniaczki, były żwawe i aktywne. Przybrały jedynie na wadze, ale choć można by się w związku z tym spodziewać, że będą częściej chorować i w rezultacie żyć krócej, stało się odwrotnie. Niewykluczone, że dlatego, iż spowolnieniu uległ ich metabolizm, a więc także tempo powstawania ubocznych produktów przemiany materii - wolnych rodników, które sieją spustoszenie w komórkach i tkankach, przyczyniając się do starzenia organizmów.
Gdyby podobną kurację udało się zastosować u ludzi, to ile zyskalibyśmy? Około siedmiu-ośmiu lat życia.
Żyję, ale co to za życie
Z pozoru wyniki tych badań nie powinny dziwić. Wszak od dłuższego czasu wiadomo, że restrykcyjna niskokaloryczna dieta - a taka obniża temperaturę ciała - może wydłużyć życie muszek owocowych, nicieni czy szczurów- średnio o jedną trzecią. Ale szczerze mówiąc, chyba niewielu z nas wybrałoby dłuższe życie na takiej diecie. Ciągle głodzone szczury stawały się bezpłodne i ospałe. Kilka lat temu naukowcy, wyłączając kolejne geny nicienia Ceanorabdithis elegans, wydłużyli mu życie czterokrotnie (!), ale... robak był ślepy, nie mógł się rozmnażać i prawie wcale się nie ruszał. Trudno cieszyć się takim życiem, choć długim.
Praca w "Science" jest jednak pierwszą, która dowodzi, że nie chodzi wcale o głodzenie się, lecz o obniżenie temperatury ciała. To jest właśnie przyczyną długowieczności, a nie ledwie skutkiem ubocznym niskokalorycznej diety, jak dotąd uważano. Umiarkowana hipotermia byłaby zaś łatwiejsza do zaakceptowania niż wieczna głodówka.
Niestety, w tej chwili nie da się na trwałe zmienić ludzkiego termostatu. Być może jednak osiągniemy to w przyszłości za pomocą terapii genowej - i seria zastrzyków zrobionych w podwzgórze (ze specjalnie zmienionymi i nieszkodliwymi wirusami niosącymi pożądane geny) wydłuży nam życie.
Nie ma dzieci? Żegnamy
Skoro zyskanie kilku lat życia może okazać się tak proste, czemu w toku naszego rozwoju termostat sam nie uległ "przykręceniu"? Cóż, z punktu widzenia ewolucji nie ma po co wydłużać życia po okresie reprodukcji: skoro się już nie rozmnażasz, ustąp miejsca innym. Funkcja babci jest oczywiście ważna dla rozwoju człowieka jako gatunku, ale jej społeczna rola nie musi trwać aż tak długo.
Poza tym niewykluczone, że obniżenie temperatury poprzez regulowanie produkcji białka UCP-2 ma inny, nieznany dotąd wpływ na procesy zachodzące w ciele myszy. Zarówno te fizjologiczne, jak i wpływające na zachowanie zwierząt. Skoro u tylu ssaków temperatura jest podobna, musi to z czegoś ważnego wynikać. Dobrze byłoby ustalić, czy zabawy w ochładzanie ciała grożą nam jakimiś "skutkami ubocznymi", zanim się na to zdecydujemy. Nie wiadomo zresztą, czy gra jest rzeczywiście warta świeczki. Naukowcy sądzą, że i tak nie przedłużymy życia ponad granicę 125 lat.
Prawdopodobnie jednak są na świecie ludzie, którzy dostali od natury prezent. - Podejrzewam, że niektórzy z nas od urodzenia mają niższą temperaturę ciała - twierdzi autor pracy Bruno Conti. - Ich chłodniejsza krew zapewne wpływa na starzenie się ich ciał, a niewykluczone, że także wydłuża im życie. Trzeba będzie to zbadać.