Mam spory problem, który zapewne dotyczy bardzo wielu osób, a chyba nigdzie na forum nie był dokładnie omówiony a dotyczy szczupłych tłuściochów, czyli osób które nie mając nadwagi pozostają dość mocno otłuszczone.
Ale od początku:
ćwiczyłem siłowo przez 3lata z bardzo dobrymi rezulatatami po czym przez 3 lata sporadycznie odwiedzałem siłownie, a stres, beznadziejna dieta i styl życia zmarnowały mi sylwetkę i wreszcie przyszedł czas by ją odzyskać. Spadła mi bardzo mocno siła i spaliłem masę mięśni (tonę w marynarkach sprzed kilku lat i nie mieszczę się w spodnie). Na szczęście udało mi się już pozbyć kilku kilogramów i przy okazji niestety pozbyć kolejnych mięśni... Pytanie moje brzmi więc co dalej?
Odchudzić się, odtłuszczyć czy budować masę, masę, masę?????!
Oto obecne parametry:
25latek,wzrost 177,waga 78kg, klatka 105, ramiona 123, talia 85, brzuch 94(!), biceps 34cm SZACOWANY BF troszkę ponad 20% (różnymi metodami zawsze ponad 20%, nawet "tak na oko").
Bardzo łatwo buduję masę i zazwyczaj mam podwyższony bf. Nie jestem "miśkiem" a raczej wyglądam na solidnie zbudowanego (mam wysokie i bardzo silne ramiona). Mając oponkę na brzuchu jednocześnie widać nad nią zarys dwóch górnych pasem mięśni brzucha (sic!) - prawie jak szesciopak, gdyby nie ta opona i otłuszczone uda i tyłek.
Nie bardzo wiem co dalej z sobą zrobić - walczyłem troszkę z dietą zbilansowaną i przy nawet dużym deficycie kalorycznym waga minimalnie spadała. Biegałem po 1,5-2 h trzy razy w tygodniu, do interwałów za bardzo sie przykładam, co zazwyczaj bardzo marnie się dla mnie konczy wiec raczej traktuje je jako urozmaicenie raz na miesiac + silownia 2 razy w tygodniu -trening ogolnorozwojowy z obciazeniem na max 12 ruchow w serii.
No sluchajcie - zle jest jednym słowem, bo siła spada niemiłosiernie, waga stoi, mięśni bardzo mało - dosłownie już się nie boję o utratę mięśni, bo nie bardzo wierze ze moze być gorzej.
Dlatego potrzebuje porady co byście zrobili w takiej sytuacji?
Konkretnie zastanawiam się czy nie powinienem przejsc na umiarkowaną CKD (słabo toleruję bardzo niską wartość wegli) albo cos w rodzaju diety anabolicznej, zeby podbic testosteron i dostarczyc sporo białka i jednoczesnie utrzymywac dosc spory ujemny bilans kcal (niewielki absolutnie nic nie zmienia, bo po prostu spada mi metabolizm). Czy może lepiej pozostac na zbilansowanej i postarac sie zejsc do 73kg (?) i wowczas zacząć rosnac w mięśnie. Nie wiem czy nie wspomóc sie jakimis suplementami, ale nie mam na mysli burnera, tylko moze raczej cos w stylu BCAA, HMB czy CLA dla ochrony mięśni, albo nadania troszke wiecej siły na treningach i takiego kopa na codzien. Kofeiny mam na codzien az za duzo i mało na mnie działa, wiec pewnie ogranicze kawe do jednej dziennie albo łyżeczki guarany o poranku :)
Z drugiej strony moze powinienem raczej wziasc się za budowanie mięska a poźniej, jak go już będzie więcej to po prostu zająć się zbijaniem tłuszczu? TEoretycznie łatwiej spalać tłuszcz gdy ma się pod nim sporo mięsa. Szczerze mowiąc, jest to bardzo niemiła mi opcja, bo sie zle czuje jak jestem otłuszczony a moim celem jest raczej ogromna sprawnosc fizyczna w połączeniu z atrakcyjnym wygladem niz robienie sie na byka.
Z góry dzieki za uwagi i nie pytajcie mnie prosze o gramy jedzenia o danej godzinie bo ja tu pytam o kierunek w ktorym powinienem pojsc a nie czy 50 gram ryżyku zamienić na 45g kaszki ;)