Co taki "masowiec" robi?
W swoich wysiłkach główny nacisk kładzie na rozmiary i masę, poświęcając zarazem dla osiągnięcia swego celu kształty i rzeźbę. "Syndrom masowca" każe kulturyście za wszelką cenę walczyć o większą masę, co kończy się jednym - wyglądem gigantycznej galarety.
Rzeźba mięśni ma kluczowe znaczenie w kulturystyce. Sama masa, bez kształtów, wygląda nijako, brzydko, i nie da się dzięki niej niczego osiągnąć. To właśnie dlatego kulturyści kładą tak duży nacisk na dorzeźbienie, odpowiednią separację i definicję mięśni. Jeżeli ktoś chce wyglądać idealnie, musi starać się, aby wszystkie te czynniki ze sobą zgrać. Zbyt wielka masa je niszczy i powoduje, że efekty długotrwałego treningu zostają zatracone.
Nie chcę tutaj totalnie potępiać dużej masy ma ona swoje miejsce w kulturystyce, to właśnie dzięki niej ten sport wyraźnie odróżnia się od innych. W żadnej innej dyscyplinie sportowej nie zobaczycie zawodników o tak wielkiej masie mięśni i takiej rzeźbie, jak w kulturystyce. Co więcej, cała ta góra mięśni pozostaje pod kontrolą człowieka i poddaje się jego woli. Kluczem do całej sytuacji jest opanowanie tej masy i nie dopuszczenie do sytuacji, kiedy to ona panuje nad tobą. Kulturyści, którym udaje się opanować masę, stają się później mistrzami. Najlepszym przykładem takiego kulturysty jest Arnold. Podczas pierwszego okresu swoich treningów starał się wykształcić jak największą masę mięśni po to tylko, aby przez następnych kilka lat cierpliwie ją modelować, obrabiać i dorzeźbić, w wyniku czego udało mu się wytworzyć jedną z klasycznych muskulatur.
Innym kulturystą, który w takim momencie przychodzi mi na myśl jest Serge Nubret. Jego muskulatura była najlepszym przykładem masy pod kontrolą. W swoim czasie starli się z „syndromem masowca", jednak z walki tej udało się im wyjść zwycięsko. Nie wszystkim jednak to się udaje - niektórzy zaczynają nabierać masy, potem zaczyna się im to coraz bardziej podobać, stają się coraz więksi i w końcu niezauważenie przekraczają granicę, po której stają się „masowcami". Potem jest już za późno. Masa przesłania im cały horyzont i od tej pory myślą już tylko o niej.
Fascynacja wielką masą stała się przyczyną spektakularnych upadków wielu świetnych kulturystów. Do rozmiarów problemu przyczynia się także wiek ćwiczących. W miarę, jak organizm kulturysty zaczyna się starzeć, coraz bardziej obniża się jego poziom metabolizmu i jeśli z problemem tym kulturysta nie zacznie walczyć, może on wywołać poważne kłopoty (takie, jak: „Jejku, jak ja mam wejść w swoje dżinsy?!") Nasz brzuch będzie zawsze starał się powiększać swoją objętość, i musimy toczyć z nim nieprzerwaną wojnę o to, abyśmy obwodem pasa nie zaczęli wkrótce przypominać hipopotama.
Mentalność masowca idealnie wpisuje się w ten problem, powodując permanentne kłopoty z wyglądem jego mięśni brzucha. To właśnie pas i brzuch są głównymi poszkodowanymi przez uwielbienie dla wielkiej masy. Innym newralgicznym punktem są uda. Zbyt duża masa mięśni w górnym rejonie mięśni ud powoduje w efekcie powstanie wyglądu „buraczka". Taki wygląd zaburza istniejący balans budowy mięśni i wywołuje długotrwałe problemy.
Co ciekawe, także mięśnie rąk padają ofiarą „syndromu masowca". Większość kulturystów sądzi, że umięśnienie rąk nigdy nie może być zbyt wielkie, jednak jest to osąd do głębi błędny. Gdy kulturysta, poświęcając kształty nabiera masy, istniejące na muskulaturze rąk linie ulegają zatarciu, a całość przybiera dość galaretowaty wygląd, szczególnie gdy mięśnie nie są napięte. Całość wygląda tak, jakbyśmy patrzyli na młodego kulturystę, który ma ręce staruszka. Na pewno nie można zapominać o rzeźbieniu umięśnienia rąk.
Zapewne najczęstszym poszkodowanym w wyniku „syndromu masowca" jest ogólny wygląd i symetria. Każdy ćwiczący wie, jak wiele czasu zabiera wykształcenie symetrycznej, zbilansowanej muskulatury. U masowca symetria kilku rejonów muskulatury ulega szybkiemu zatarciu, ponieważ ich masa rośnie znacznie szybciej niż w innych rejonach umięśnienia. Poprzez to nie tylko traci się na ogólnym wizerunku, ale także potem trzeba włożyć dużo pracy w doprowadzenie pozostających w tyle części muskulatury do powiedniego wyglądu.
Jedną z głównych broni, jakie wykorzystuje „syndrom masowca" aby dopaść kulturystę, jest apetyt. Jeżeli sportowiec zacznie spędzać więcej czasu przy stole, to można przypuszczać, że już staje się masowcem. Trzeba pamiętać, że apetyt w miarę upływu kolejnych lat ma tendencję do zwiększania się, a nie do zmniejszania, a gdy zostanie rozwinięty do zbyt dużych rozmiarów ciężko go będzie z powrotem okiełznać i zmniejszyć. Niektórzy kulturyści przez zbyt dużą masę nigdy nie są w stanie ujrzeć w pełnej krasie swoich mięśni brzucha. Jeszcze raz powtarzam - nabieranie masy mięśni nie jest niczym złym, bez tego kulturystyka nie byłaby tym, czym jest obecnie. Jednak ciągłe nabieranie masy, bez odpowiedniego dbania o kształtowanie rzeźby i symetrii umięśnienia może spowodować pewne problemy. To właśnie w takich okolicznościach wieloma kulturystami zawładnął „syndrom masowca". Pamiętajcie, że jeżeli chcecie wykształcić u siebie wspaniałą sylwetkę, nie możecie mu ulec.
Źródło: "Muscle Ekspert" (2001r. wrzesień)