Skoro rtęć przyjmowana doustnie nie jest wchłaniania w organiźmie na żadnym etapie. Jest CAŁKOWICIE WYDALANA i nie ma okazji odłożyć się w tkankach. Człowiek zatruć się rtęcią może w zasadzie jedną drogą, poprzez płuca. Gdzie to silnie toksyczne opary są wchłaniane bezpośrednio do krwiobiegu.
Dlatego próby morderstwa za pomocą dosypywania rtęci z termometru do zupy kończą się sukcesem tylko i wyłącznie w przypadku gdy żonie zechce się podgrzać zupę meżusiowi.
Jednak równowaga w przyrodzie musi być zachowana dlatego ofiar jest mnw tyle samo po obu stronach. Otóż kochające partnerki zwykle doprawiały zupę rtęcią podczas gotowania.
Bezpośrednie spożycie rtęci zwykle nie wywiera żadnego efektu.
Czytałem o pewnym dziecku które spożyło 0,5 l rtęci bez konsekwencji, (no może jedyną konsekwencją był nietypowy stolec).
Wszytsko pięknie, tylko dlaczego rtęć jest uznawana za tak niebezpieczną?
Po 1sze jest pierwiastkiem bardzo lotnym, wystarczy 20 c aby zagrożenie sprawił stłuczony termometr. Dlatego im niższa temperatura tym lepiej.
Po 2gie Dla zdrowia organizmów najgroźniejsze są jej związki. Głównie dimetylortęć która to jest związkiem bardzo trwałym toksycznym i rozpuszczalnym w tłuszczach, oczywiście odkłada się organzmie. Zapomniał bym dodać że powstaje głównie w wodzie dźieki żyjątkom. Jest to informacja istotna.
Sumując.
Czy jedząc 7 puszek tuńczyka przez długi okres czasu jest ryzyko zatrucia rtęcią? Wynikać by powinno że nie o ile będziemy spożywać go szybko wyjętego zaraz z lodówki. Ale czy na pewno w puszkowanym tuńczyku znajduje się czysta rtęć? Jeśli tak to mit o szkodliwości tuńczyka można wsadzić zaraz za mit o szkodliwości jedzenia kilku jajek dziennie. Czy jednak aby na pewno w naszym przysmaku znajduje się sama rtęć a nie jej związek dimetylortęć? Jeśli jest to 2gie to odpowiednia informacja o tym powinna być zamieszczona na etykiecie, jak jest każdy wie.
Kiedy zadasz pierwszy cios wiedz ,że o życie grasz...
Gdy zobaczysz pierwszą krew, mocno uderz jeszcze raz...