Od 3 lat moja dzienna dawka nie przekracza 2000kcal, najczęściej jest to 1200-1500...
Mam 160cm wzrostu i ważę 72 kg - tragedia. Jeszcze rok temu ważyłam 65, po schudnięciu 20kg... Teraz waga ogromnymi krokami wraca :(
Kilka dni temu odstawiłam większość węglowodanów z mojej diety - ziemniaki, pieczywo [chrupkie i ryżowe, ewentualnie ciemne, bo tylko takie jadałam], kasze, ryż, makarony [jadałam raz na miesiąc-dwa], zostały tylko płatki [owsiane do jogurtu, czasem łyżka cornflakesów do jogurtu]
Czytając jednak wpisy, zgłupiałam, bo widzę, że dla mojego bilansu proponujecie dużo większą dawkę kalorii, a gdybym ja zjadłam więcej niż 2000 to chyba bym pękła, nie umiem jeść więcej, bo czuję się jeszcze bardziej słoniowato... :P
Staram się min. pół h dziennie jeździć na rowerku stacjonarnym, robić trochę brzuszków, rozciągać się, 2x w tygodniu korzystam z 'body space'a'
Mięsa nie jadam - tylko ryby, tak 1-2 x w tygodniu.
Moje przykładowe menu wygląda tak :
Śniadanie [godz 9:00] Jogurt + łyżka płatków owsianych + łyżka błonnika w proszku
2 śniadanie [godz12:00] Serek homo + owoc [winogrona lub jabłko]
Obiad [godz 15:00] : rybka, gotowane warzywa, serek wiejski lub biały
Kolacja [18:00] : serek twarogowy, jakieś warzywa lub lekka zupa
Pijam zieloną herbatę, 1 kawę, trochę wody - wyjdzie w sumie 1-2 litry płynów.
Lekarz podejrzewał niedoczynność tarczycy, ale potem niby wyniki były ok, sama nie wiem doradźcie coś :(
Co radzicie :(
M.