Kilka miesięcy temu postanowiłem spróbować tego podejścia w treningu - zazwyczaj robię to pod sam koniec, z ćwiczeniemi uzupełniającymi (dla mnie są to przysiady), ciężkimi i łatwymi technicznie i gdy całe moje ciało jest już rozgrzane (wiem że brzmi to dwuznacznie, ale na chwilę zapomnijcie o tym że jestem totalnym perwersem, ok?) i nie ma tak dużego ryzyka kontuzji wynikającego z podchodzenia do ciężarów sub-maksymalnych bez wykonania uprzedniej progresji.
O ile ktoś nie wie o co chodzi, to wybiera się jakieś ćwiczenie, np.
przysiad klasyczny czy przedni, zakłada się na sztangę obciążenie w granicach naszego maksa dla docelowej ilości powtórzeń (w tym przypadku np. 5) i wykonuje się z nim kolejno 1, 2, 3, 4 i 5 powtórzeń.
Robił to ktoś? Jak tak, to podzielcie się odczuciami po wykonaniu ćwiczenia w ten sposób.