Obecnie lat 20, 178cm wzrostu, 70kg wagi, reszta informacji w tekście.
W marcu 2008 dopadła mnie silna nerwica.(tzn. wiem to teraz :) wtedy nie miałem pojęcia, co się dzieje. Dopiero wykluczenie przyczyn fizycznych wielu objawów-a było tego multum- pozwoliło stwierdzić, że problem jest w psychice. Miałem robione wiele badań: krew, EKG, holter, echo serca, Usg jamy brzusznej, mocz, EEG- wszystko wychodziło w normie. I nic się w tej materii nie zmieniło- wyniki nadal mam dobre, bez zarzutu.).
Przez rok brałem antydepresanty(sertralina),przez 3 miesiace-relanium. Obecnie nie biorę nic. Trwało to długo, ale wyszedłem z tego i pod względem psychicznym funkcjonuje zupełnie normalnie. Ale...
... Fizycznie jest tragedia. "Forma" to złe słowo, ona w ogóle nie istnieje. Nie dziwi mnie to . Ostatni raz regularnie ćwiczyłem właśnie w marcu 2008(wfy, basen, itd.). Czyli daawno temu. Potem nic. Przez długi czas (powiedzmy maj-sierpien 2008) nawet wyjście z domu stanowiło problem(czytaj: praktycznie kompletny brak ruchu). O ćwiczeniach nie było mowy, półgodzinny spacer był sukcesem. Potem bardzo powoli wracało to do normy. Ale i tak z powodu stresu, odstawiania leków itd nie było tego wiele powyżej wyjścia na uczelnie i krótkiego spaceru wieczorem.Więcej, z różnych względów, rady nie dało.Tzn. musiałem się najpierw uporać z nerwicą, a potem brać za to. Inaczej było tylko gorzej.
Jak już poczułem się na tyle dobrze psychicznie, żeby się za to zabrać, to pierwszy cel nie był ambitny- doporwadzić się do stanu,w którym spokojnie mógłbym po mieście połazić godzinę, półtorej i nie zdychać potem(tak, to był problem). I to się udało. Udało się nawet trochę więcej. Ale raz, idzie to strasznie powoli, dwa, sam chyba dalej tego sensownie nie pociągnę. Dlaczego, o tym za chwilę, niżej. Myślałem, żeby się skonsultować z fizjoterapeutą-jeśli uważacie, że to dobry pomysł, to polećcie jakiegoś dobrego z Warszawy, może być prywatny, to na szczęście nie problem.
A samemu sobie nie poradzę, bo(jak się przekonałem na własnej skórze) nie jestem w stanie wymyślić sensownego programu, to raz, dwa- ćwicząc( delikatny rower, basen, dłuugi spacer itp) nie jestem w stanie określić, w którym momencie przesadzam(czyli kiedy obciążenie staje się za duże i powinienem przerwać). A gdy przesadzę, to robi się, delikatnie mówiąc, nieciekawie. Ale nie, niestety nie od razu, tylko parę godzin później(ćwicząc czuje się zupełnie ok). A potem przychodzi. Koszmarne zmęczenie, bezsenność(zamiast 6-8 godzin, 2-3, albo i wcale, jeśli naprawdę przesadzę)uczucie gorąca, i czasami, następnego dnia, takie otępienie, niepodobne do niczego, czego mialem okazję doświadczyć). Wszystko wraca do normy w ciągu 2 dni. Zakwasów, co mnie dziwi, nie zauważono.
I powiedzcie mi, co powinienem zrobić? Przed tą całą historią z nerwicą ćwiczyłem sporo, nie raz zdarzyło mi się koszmarnie przetrenować- ale nigdy nie miałem podobnych objawów(tak, wiem, że ten opis może nie wyglądać na nietypowy, ale na słowo musicie uwierzyć, że to zupełnie coś innego i dużo bardziej nieprzyjemnego niż to co czułem, gdy się przetrenowałem będąc w formie). I, jak mówiłem, najgorsze jest to, nie potrafię ocenić, ile i kiedy ćwiczyć, żeby ich nie było. Zmęczenie podczas wykonywania cwiczeń jest absolutnie niemiarodajne- ćwicząc czuje się ok, mogłbym ćwiczyć znacznie dłużej, niż to robie. A na drugi dzień zdycham...