Nie wiem, czy 5 razy, to dobry pomysł ;)
A tak generalnie, to jestem za aktywnym SD.
Sam teraz przechodzę na takie. Plus trening 3-tygodniowy. 3 tyg. cięzkiej pracy, 2 tyg. lajtu.
Męczy mnie bawienie się małymi ciezarkami, bo jednak na nich odpowiedniej dla siebie pracy wykonac nie mogę.
LOgika jest prosta - jeśli przy biernym SD trzeba zacząć od lekkich obciązeń, by stopniowo iśc ku wysokim, to przy czynnym robionym na 40 % cięzarze, można spokojnie ruszać z większymi kg w HST.
Efekt bodźcca do wzrostu po roztrenowaniu będzie ten sam, bo przez 2 tygodnie lajtowego, ale czynnego SD mięśnie tak samo się zdążą przestawić, a ten czas można wykorzystać na doskonalenie techniki, utrzymywanie mięsni w aktywnośći, dokrewieniu, nie trzeba zaczynać od całkowitego zera.
A sam HST - why not 3 tygodnie i 9
treningów; skrócona wersja, ale na samych porządnych obciążeniach (jasne, że nie do upadku), ostatnie 2 treningi na negatywach.
Robię 3 ćwiczenia, 6 serii, każdą powtórkę dokręcam do maks, po roku nieustannego podstawowego cyklu, intuicyjnie zaczynam dojrzewać do tej zmiany, zwłaszcza, że 6-8 serii, to jest przedział nie do przetrenowania, nawet przy max pracy w każdej. Małe cięzary dobijają gorzej niż cokolwiek. Na treningi, do połowy "10", idę jak na ścięcie :)
Ktoś z Was próbował w ten sposób intensyfikować i może mnie wesprzeć doświadczeniem, czy jestem jako ten jeleń złapany na autostradzie w świetle reflektorów ? ;)
(sorry Mandel, że taką trochę prywatę w Twoim wątku odstawiam, ale może stanie się on dobrym miejscem na pogadanie o SD jako takim).